Nie, nie, nie! I jeszcze raz nie! Kto z nas dorosłych tego codziennie nie słyszy?
A dzieci też słyszą:
Czyli kim? Mało ważnym człowiekiem? Kimś, kto jeszcze będzie miał czas nauczyć się okazywania sprzeciwu i wyrażania własnego zdania?
Wydaje się, że na słowo NIE uruchamia się w nas zainstalowany tryb awaryjny, z którego chcemy natychmiast skorzystać. Cały czas pracuję nad tym, aby nie uciszać od razu tego dziecięcego sprzeciwu. Nie zawsze jest to dla mnie łatwe, ale pozwalam Hani mówić NIE, o czym sąsiedzi pewnie doskonale wiedzą 😉 A właściwie, to ona czasem owo NIE po prostu głośno wykrzykuje. Pokazuje mi tym samym swoje potrzeby, emocje i temperament. Hania pokazuje również to, co w danej chwili sobie myśli i czuje. Najzwyczajniej w świecie – wyraża własne zdanie. I ma jeszcze czas na to, aby nauczyć się robić to w sposób, który nie narusza granic innych osób.
Ponieważ okres świąteczny tuż, tuż… wyobrażam sobie długie kolejki w sklepach, zmęczonych rodziców i krzyczące dzieciaki. Dodatkowo wszyscy spoceni w zimowych kurtkach. Trzeba przyznać, że warunki do rozmowy z dzieckiem są mało sprzyjające. Być może niewielu rodzicom przychodzi wówczas do głowy, żeby przystanąć, porozmawiać z dzieckiem o tym, co się wydarzyło. O tym, jakie są jego potrzeby, czego nie rozumie, co aktualnie dla niego jest bardzo ważne i czego nie potrafiło w inny sposób wyrazić. Czasem po prostu warto zadbać o otoczenie. Jeśli dziecko nie radzi sobie, np. w sklepie, to może warto poczekać z jego odwiedzinami?
Dodam, że warto byłoby dziecko przytulić, schylić się do niego i mieć dobry kontakt wzrokowy. Tutaj zakładam, że dzieci jeszcze nie przerosły rodziców o głowę 😉 Z przytulaniem i byciem na tym samym poziomie kontaktu wzrokowego, to nie żart. Tu chodzi o współregulację, o powrót do równowagi. Dziś bardzo się cieszę, że moja córka potrafi poprosić o przytulenie w trudnych dla niej sytuacjach. Już wie, że to jej pomaga, wie że to jej potrzeba, którą mama zaspokoi i potem jakoś się dogadamy.
Można też zmienić otoczenie, ale nie tak, że ostro za fraki i przed siebie. Być może nasz maluch jest nadaktywny i kumulacja bodźców daje mu ostro popalić. Można też stopniowo oswajać nasze dziecko z przebywaniem w miejscach publicznych. Rozmawiać o tym jak będzie, po co do danego sklepu wchodzimy, że będą tam różne i ciekawe rzeczy. Że gdy poprosimy, to będziemy musieli z niego wyjść. Wcześniejszy plan (o ile dziecko jest gotowe) także jest OK. Czyli przed wyjściem do sklepu ustalamy czego się razem trzymamy, co sprawdza się właściwie prawie zawsze tylko u starszych dzieciaków. Można po prostu chcieć zapoznać się z naszym maluchem – wcześniej spróbować dowiedzieć się jakie jest, co lubi, co go wkurza, a co wręcz przeciwnie. Bo mnożenie kar, przekrzykiwanie się czy nadużywanie swojej przewagi, np. fizycznej – nie pomoże. A można też zrobić zakupy online i nie ryzykować akurat wtedy, kiedy czujemy, że po ludzku puszczą nam nerwy.
Gdybym w swoim dotychczasowym doświadczeniu zawodowym postanowiła nie słuchać potrzeb dzieci i młodzieży – mogłabym sobie od razu szukać innej pracy. Nie byłoby szans na zbudowanie relacji, na okazywanie wzajemnego szacunku, na zaufanie, na rozwój poczucia własnej wartości. Na odnajdywanie zasobów i świadome korzystanie z nich. Dzieciaki, które spotkałam na swojej drodze często nie mogły mówić w swoich domach NIE. Musiały milczeć, żeby był „święty spokój”, ale też niejednokrotnie – żeby po prostu było bezpiecznie. Później wykrzykiwały siebie i swoje niezaspokojone potrzeby na różne, nie zawsze bezpieczne sposoby.
NIE mojego dziecka bywa dla mnie trudne i nieraz mocno uwiera. Czasem nie rozumiem i jestem zmęczona, czasem się spieszę. Ale robię, co mogę, by nie uciszać mojej Hani. Bo jeżeli ktoś kiedyś jej powie: siedź cicho!, chcę, żeby wiedziała, że nie musi milczeć. Że może głośno powiedzieć: NIE! A już na pewno chciałabym, żeby wiedziała, że zawsze może przyjść do swoich rodziców, którzy jej wysłuchają.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Komentarze
Też jestem zwolenniczką dawania dziecku możliwości wyboru tego jak np. chce się z daną osobą przywitać. I nigdy nie chcę wymuszać na córeczce, że jakiejś osobie ma dać buzi jeśli woli przybic piątkę. Sama jestem taka, że nie zawsze z każdą ciocią witam się w schematycznym „pocałunkowym” stylu, i nie uważam tego za jakiś nietakt.
O tym wyjściu z kolejki, schyleniu się do dziecka, spojrzeniu w oczy – to bardzo ważne, by dziecko czuło się na serio szanowane, bo taka perspektywa rodzica, który z góry mówi „nie, bo nie”, niczego dziecku nie tłumaczy. Warto rozmawiać i poznawać w czym nasze dzieci gustują, a czego po prostu nie lubią.
Ann, cieszę się, że również podzielasz moje zdanie odnośnie do dawania dziecku możliwości wyboru. W końcu, dziecko powinno doświadczyć tego, jak mu jest z własnym wyborem. Takie wieczne instruowanie „co należy”, „co wypada” może dezorientować, frustrować. Natomiast autentyczne poznawanie dziecka może okazać się bardzo inspirujące – dziecko może podzielać nasz gust, nasz smak, nasze pasje czy odziedziczyć jakiś talent. A może też być kompletnie różne – mieć inny temperament, inne potrzeby, inne zainteresowania.