Strona główna » Bliżej dzieci » Odbieranie z przedszkola – o czym warto pamiętać?
Wydaje się, że odbiór dziecka z przedszkola należy do przyjemniejszej części procesu adaptacji naszej pociechy. Jest jednak parę kwestii, o które warto zadbać, aby powroty do domu służyły także porannym rozstaniom. Można zadać sobie pytanie: co jest dla mnie ważne, gdy jadę/idę po swoje dziecko do przedszkola? Część rodziców pomyśli o tym, żeby zwinąć się jak najszybciej. Znaleźć dobre miejsce do zaparkowania, zdążyć na autobus, uciec przed deszczem, zrobić po drodze zakupy, podać dziecku ciepły posiłek w domu, bo może mało zjadło w przedszkolu…
Inni mogą mieć wizję chwili na rozmowę z nauczycielem o tym, jak dziecku minął pobyt. Jeszcze inni – chcieliby tę chwilę przedłużyć i podzielić się jak największą liczbą informacji. Myślę, że większość rodziców się ze mną zgodzi, że to dla wielu osób ważne czy danego dnia nasze dziecko: zjadło, wypiło, płakało, spało, poradziło sobie w toalecie, chętnie się bawiło, nawiązało relacje z rówieśnikami, reagowało na polecenia nauczycielek (…).
Szczerze mówiąc, niestety nie ma czasu na to, aby nauczyciel mógł poświęcić dłuższą chwilę na rozmowę z rodzicem o jego dziecku. Fajnie, jeśli tak się dzieje i są ku temu możliwości (kiedy na przykład jest więcej opiekunów). Doskonale jednak wiemy, że nauczyciele mają sporo na głowie, a przyprowadzenie/odebranie dziecka wymaga czasem niezłej gimnastyki, żeby każdy był zabezpieczony i zadowolony.
Przede wszystkim warto się szczerze ucieszyć z widoku naszego dziecka! Proste, prawda? Chociaż w maseczkach może być trudno i wówczas bardziej pracują nasze oczy i ręce 😉 I pewnie wszyscy się cieszą na widok własnego dziecka, ale kiedy to pośpiech odbiera razem z nami dziecko z przedszkola, to potrafi też i jemu wiele fajnych momentów odebrać. A takim fajnym momentem jest właśnie przywitanie się ze swoją mamą/ze swoim tatą, czy dziadkami. I wtedy nagłe wypytywanie nauczyciela (bo przecież zaraz znów zniknie w sali razem z pozostałymi dziećmi): „jak było?”, „był grzeczny?”, „zjadł? Bo mówiłam, żeby jadł” nie jest dla dziecka sygnałem, że interesuje nas ONO, tylko jego zachowanie w informacji zwrotnej od nauczycielki. Poza tym warto zadać sobie pytanie, czy chcemy, aby nasze dziecko było świadkiem tego, jak nauczyciel „palnie”: „no, dzisiaj trochę nie słuchał, trzeba było go długo uspokajać, a potem mało zjadł podczas obiadu”. Wiadomo (mam nadzieję, że wiadomo).
To oczywiście kwestia do przemyślenia. Czy daję sobie czas na to, żeby pobyć z dzieckiem w jego doświadczeniu adaptowania się do przedszkola. Czy są rzeczy, o które mogę dopytać nauczyciela w innym terminie, w inny sposób (mail/telefon/karteczka)? Trzeba to też ustalić z wychowawcą grupy, który mógłby jasno określić, co jest możliwe, a co we wzajemnym komunikowaniu się będzie stanowiło utrudnienie. Takie wyjaśnienie jest ważne dla zastanowienia się, czy zaspokoimy nasze potrzeby, czy współpraca nam odpowiada. Czy to właściwe miejsce dla naszego dziecka. Czy taka a nie inna forma komunikacji nam odpowiada, czy szukamy zupełnie czegoś innego.
Mam przekonanie, że warto też powstrzymać się przed natychmiastowym, takim trochę automatycznym wypytywaniem dziecka: „jak było?”, „co się wydarzyło?, „bawiłaś się?”, „słuchałaś pań?”. Dzieci potrafią się przyblokować przy takiej armacie pytań. Czasem odpowiedzą ze szczegółami, czasem powiedzą: „fajnie”, a czasem nic i spuszczą głowę. Zdarza się, że one potrzebują chwili do namysłu nad tym, jak im było w tym przedszkolu, co się właściwie wydarzyło.
Moja trzylatka potrafi otworzyć się dopiero pod koniec dnia albo w trakcie zabawy w domu. Wtedy słucham jej uważnie i podążam za tym, co chce mi rzeczywiście opowiedzieć. Brak takich typowych pytań na początku nie jest wyrazem braku naszego zainteresowania. To raczej danie dziecku przestrzeni do podzielenia się wszystkim w odpowiednim dla niego czasie. Dziecko może być przecież bardziej zainteresowane tym, czy wyjdzie jeszcze na podwórko, czy w domu czeka na niego tata/babcia, czy zje obiad, a najlepiej coś słodkiego po obiedzie.
Wyobraźmy sobie, że nasze dziecko uczęszcza do przedszkola, ale mamy zawsze możliwość jego wcześniejszego odbioru. Jedno z nas na przykład nie pracuje lub po prostu ma chwilę, żeby podjechać i odebrać pociechę w nagłej sytuacji. Załóżmy, że od początku dawaliśmy dziecku znać, że jesteśmy pod telefonem, że jesteśmy otwarci na jego potrzeby i chodzenie do przedszkola nie jest żadnym przymusem.
No i nadchodzi ten dzień, kiedy nasz syn czy nasza córka nie chce wejść do sali. Jeśli mówię wówczas do dziecka: „kochanie, dzisiaj nie musisz być w przedszkolu. Jeśli jest Ci tak bardzo smutno, jak mówisz i wolisz ze mną być w domu, to możemy wrócić”, to niech to ma pokrycie. Zabranie dziecka z przedszkola do domu w takim momencie nie jest utrudnieniem procesu adaptacji! Wręcz przeciwnie – dziecko dostaje jasny sygnał: „mama mówi, że zawsze mogę z nią wrócić do domu i chciałem wrócić, więc mnie zabrała”.
Dziecko ufa rodzicowi, wierzy jego słowom i przekonuje się, że to prawda. Ma poczucie, że jego potrzeba została zgłoszona, wysłuchana i zaspokojona. Nie warto więc wciskać kitu, że weźmiemy w każdej chwili, jak dobrze wiemy, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. I nie chodzi o to, że nie mamy szansy wyrwać się z pracy, tylko chodzi o to, co mówimy naszemu dziecku – co mu OBIECUJEMY.
W miejscu, do którego uczęszcza moja córka są organizowane raz na jakiś czas spotkania nazywane tutoringiem. Na takich spotkaniach obecni się rodzice konkretnego dziecka i jego wychowawca. Taka wywiadówka w pomniejszonym składzie 😉 Można wówczas przekazać wiele ważnych – dla obu stron – spraw. Jest też specjalny zeszyt, który stanowi podstawę przekazywania sobie informacji, jak np.: ustalenie godziny odbioru dziecka, napisanie ważnych kwestii dotyczących nastroju, jedzenia, jakichś problemów, które warto mieć danego dnia na uwadze. Znajdują się tam też wiadomości o naszym dziecku, które napisała nauczycielka (krótka forma podsumowania dnia w przedszkolu). Przyznam, że to duże ułatwienie. Dla mnie to także podstawa do tego, abym mogła być spokojna o pobyt mojej córki w przedszkolu. Bo po prostu mam tak, że lubię i chcę wiedzieć.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszędzie tak jednak jest. Martwimy się o to, czy nauczyciel zapamięta to, co mu w przelocie przekazaliśmy. Martwimy się czy przy odbiorze dowiemy się czegoś więcej niż to, co mówi nam dziecko. A czasem mówić wcale nie chce, ma do tego prawo i też to bardzo dobrze znamy. Myślę sobie, że jeżeli w danym przedszkolu nie ma takich zwyczajów, a nam czegoś brakuje we wzajemnej komunikacji, to wyjdźmy z inicjatywą. Zmiana leży też po drugiej stronie i warto się zaangażować. Może wraz z innymi rodzicami byłoby łatwiej, raźniej?
Spokojnych rozstań i udanych powrotów!