Zgłosiła się do mnie kiedyś mama, która opowiedziała mi o trudności, którą przeżywała w związku z uczeniem swojego dziecka bycia empatycznym. Ze względu na chęć zachowania anonimowości, przedstawiam jedynie – za jej zgodą – wycinek naszej wspólnej pracy, która jest inspiracją do tego, co chcę tu przekazać.
Kiedy o tym piszę, przypomina mi się moja gotowość, którą nieco mnie zaraziła wspomniana mama. Była bardzo energiczna i zadaniowa. Przedstawiła mi swój „problem” właśnie jako zadanie, które chce wykonać, jednocześnie czując, że zupełnie jej nie wychodzi. Ale to nic zaskakującego. Mam wrażenie, że kiedy zależy nam na tym, żeby nasze dzieci się czegoś dowiedziały o ważnym kawałku życia; kiedy chcemy je czegoś nowego nauczyć, to trochę wracamy do szkolnej ławki. Niestety, to nie jest tak, że możemy otworzyć książkę, przeczytać definicję i rozwiązać zadanie (z albo bez podglądania odpowiedzi z tyłu ;-)). To nie dzieje się z dnia na dzień, chociaż wymaga od nas powtarzania materiału.
To rozumiejące spojrzenie – to bardzo ważne aspekty tworzenia relacji z ludźmi. Wydaje się, że większość z rodziców pragnie tego, aby ich dzieci trafnie odpowiadały na sygnały, które wysyła do nich inna osoba. Podobnie jest w drugą stronę – zależy nam, żeby nasze dzieci zostały dostrzeżone, wysłuchane, żeby okazano im wsparcie, którego potrzebują.
Zapytałam tamtą mamę, jak rozumie „bycie empatycznym” i jak do tej pory próbowała uczyć tego swoje dziecko. Usłyszałam od niej historie związane z zabawą na placu zabaw. Sformułuję tu kilka przykładowych zdań, które dziecko mogło słyszeć od swojej mamy:
Nie napisałam tu w jakim wieku było dziecko, bo nie uważam tego za najważniejszy aspekt tego, na co chcę zwrócić uwagę. Chociaż wiek przedszkolny i wczesnoszkolny jest istotny dla rozwoju empatii i to warto podkreślać. Natomiast warto zauważyć przytoczone powyżej zdania. Można stwierdzić, że mama chciała dobrze, że nazwała emocje rówieśników i wyjaśniła dziecku, skąd mogły się wziąć. Czyli Jasiowi jest przykro (bo np. płacze), dlatego, że dziecko powiedziało, że nie podoba mu się jego piłka. Tylko czy na pewno skupienie swojej energii na objaśnianiu emocji drugiego człowieka jest jedyną drogą do rozwoju empatii, wrażliwości, zrozumienia?
Chcę zobaczyć to konkretne dziecko, które słucha komunikatów płynących od mamy. Przyjrzymy się więc dziecku:
Chcę pokazać, że dziecko nie tylko rezonuje z rówieśnikami na placu zabaw. Ono także uczy się na bazie własnego doświadczenia bycia zrozumianym, doświadczenia czułości względem siebie samego. Dziecko przegląda się w oczach swoich dorosłych opiekunów i czerpie informacje o sobie i o otaczającym świecie relacji międzyludzkich. Kiedy nosi się w sobie niedosyt (lub głód) troski, miłości, dostrzeżenia, to pojawia się trudność. Bo jak masz dać coś komuś z łatwością, jeśli tobie tego nie dano w wystarczającej ilości?
Jest więcej aspektów, na które można zwrócić uwagę:
Zostawiam Was z refleksją dotyczącą budowania relacji z dzieckiem i wspólnego wznoszenia świata jego wewnętrznych przeżyć. Dzieci nas obserwują, naśladują, uczą się robić tak samo lub podobnie. Kiedy zaspokajamy ich potrzeby, mogą się rozwijać. Jest jednak moment, kiedy potrzebują skupienia na sobie. Nie tylko na tym, by obserwować innych wokół, ale by obserwować jak ktoś troszczy się ich emocjami. Na tym, że te emocje są ważne, że można się nimi zatroszczyć. Że nie tylko ten Jaś jest ważny, bo mu smutno dlatego, że jego piłka się nie spodobała, ale też to konkretne dziecko, które doświadczyło tego, że ta piłka mu się nie podobała… .