Pewnego poranka Hania obudziła się i opowiedziałam jej, co będziemy tego dnia razem robić. Staram się jej codziennie mówić jak będzie wyglądał nasz plan. Mateusz jeszcze nie wrócił z dyżuru i Hania zapytała o niego. Powiedziałam jej, że tata przyjedzie do domku, gdy ona będzie po obiadku, który poda jej babcia. Hania w tamtej chwili świdrowała mnie swoim niebieskookim spojrzeniem i z radością wykrzyknęła: „Mamo, daj obiadek teraz Hani!”. Uśmiechnęła się przy tym szeroko, jakby jej własny plan miał być niezawodny.
Dla niej wszystko było proste. Skoro tata będzie po obiadku, to ona go zje w swoim domku zamiast u babci. I nie w okolicy pory obiadowej, a właśnie teraz – przed śniadaniem!
Przytuliłam ją mocno. Z jednej strony rozczuliła moje serce, a z drugiej strony byłam z niej dumna, że tak kombinuje. I że jako dziecko chce wpływać na bieg wydarzeń.
Hania rozróżnia (w miarę swoich możliwości) „wczoraj”, „dziś” i „jutro”. Przez ostatnich parę miesięcy wydawało mi się, że jesteśmy dogadane w temacie: „po śniadanku”, „przed obiadkiem” itd. Jak dziecko nie reaguje sprzeciwem czy zdziwieniem, to zazwyczaj ma się poczucie zrozumienia i bycia w kontakcie. Nawet, jeśli jest on wątpliwy. Ta sytuacja z odpowiedzią Hani pokazała mi wyraźniej, że dzieciaki żyją chwilą obecną i jak bardzo ważne są dla nich aktualnie przeżywane emocje. Hania jest głodna (bo zawsze rano woła o śniadanko). Tęskni za tatą, bo poprzedniego dnia się nie widzieli a po przebudzeniu nadal go nie ma. Jest szansa, że tata będzie po obiadku, no to idealnie – „mamo, daj obiadek teraz Hani”.
Zdarza mi się mówić do mojej córki: „nie teraz” (to akurat rozumie i głośno daje mi wyraz swojego sprzeciwu), „potem”, „za chwilę” itp. A zdaję sobie przecież sprawę, że ona nie jest świadoma tego, co tak naprawdę oznacza to „później”. Nie potrafi jeszcze łączyć określonych zwrotów z doświadczeniem. Nie umieszcza ich we właściwym kontekście. Staram się więc odwoływać do znanych jej sytuacji, jak właśnie śniadanko, obiadek czy np. kąpiel. Swoją drogą, kiedyś na moją prośbę, żeby skończyła już zabawę w pokoju i zeszła ze mną po schodach, odpowiedziała: „nie teraz mamo Ago, Hania gotuje” 😉
Na szczęście szybko dogotowała swoje marchewki z bakłażanem i… arbuzem, i zeszła ze mną na dół.
Opisując te sytuacje kojarzy mi się nieustanne wołanie dzieci (tzw. jojczenie) jadących samochodem z rodzicami: „ile jeszcze?”, „jak długo jeszcze?”, „dojechaliśmy już?”. Ja też tak kiedyś wołałam. Pewnie był to główny powód naszych późniejszych wakacyjnych wyjazdów podczas nocy. Chociaż należy jeszcze uwzględnić, m.in. poziom zadowolenia z wycieczki czy ogólne samopoczucie danego dnia. Dziś, już dorosłej mnie, podróż nad morze mija „w sekundę” a powrót trwa „wieki”. Przy dobrych warunkach jazda w obie strony wychodzi na zegarku dokładnie tyle samo.
Dzieciaki uczą się żyć w naszej „dorosłej” rzeczywistości, zapraszamy je do świata, w którym jest czas, w którym panują pewne reguły, w którym rodzice wyznaczają ramy dnia (lub starają się trzymać jakiegokolwiek planu). Warto przystanąć, zastopować nasze zegarki i wejść w świat dziecka, w jego odczuwanie „teraz”. Wówczas widać jak na dłoni prawdziwe potrzeby dziecka, aktualne emocje, to co dla niego ważne. Myślę, że takie zachwycanie się prostotą dziecięcego sposobu myślenia, pozwala nam samym na chwilę zatrzymać czas i wziąć z ulotnej chwili to, co najlepsze. A nasze dzieci są naprawdę najlepsze!
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Komentarze
Tak się teraz zastanawiam (mój wieczorny rachunek sumienia), że w ciągu dnia wielokrotnie „słyszę”, różne potrzeby mojej córki i synka. I ileż to razy mówię: zaraz, za chwilę, potem, nie teraz, poczekaj, zrobię to i przyjdę itp. Tyle rzeczy jest ważnych, a najważniejszą odkładam „na za momencik”. W końcu pranie, sprzątanie, odpoczynek po pracy nie są tak istotne, jak tu i teraz z dzieckiem, które „świdruje” swoim pięknym wzrokiem i uśmiechem. Ono jest tylko na moment małe, na krótką chwilę „tylko moje”.
Weronika, myślę że nasze dzieci spokojnie wiedziałyby, w jaki sposób zorganizować nam „czas wolny”. Bywają sytuacje, że po prostu muszą na nas zaczekać i tego też będą się uczyły całe życie. Natomiast naturalną rzeczą jest, że robimy sobie taki „rachunek sumienia”. W końcu zależy nam naszych dzieciach oraz na odpowiadaniu ich (pozornie małym) potrzebom. Wcale nie jest tak łatwo w gonitwie codziennych obowiązków nagle przystanąć i zrobić sobie szybką analizę tego, co „na już” i co „na potem” 😉 Staram się angażować Hanię w pomaganie np. przy sprzątaniu. Pamiętam, że chwila, w której zrozumiała, że jeżeli pozbiera klocki z podłogi, to nie będzie się już o nie potykać i wywracać (i dodatkowo będzie miejsce do swobodnego kręcenia się w kółko) było sporym odkryciem! 🙂 I cieszę się, że mogłam jej w tym towarzyszyć.