Strona główna » Bliżej dzieci » Dziecięca złość – jak sobie z nią radzić?
Na wstępie warto przyjąć, że złość jest normalna, rozwojowa. To jedna z repertuaru emocji, które są w naszym życiu potrzebne. Należy jednak podkreślić, że złość bywa dla nas bardzo trudna – w okazywaniu, akceptowaniu i opanowywaniu. Przeważnie nie lubimy na nią patrzeć, nie lubimy jej słuchać.
Mam taką myśl, że dorośli próbują czasem mówić dziecięcej złości zdecydowane NIE. Gdy dziecko zaczyna się z nami bardziej zrozumiale komunikować, równolegle rozpoczyna się duszenie tej emocji już w zarodku:
Agnieszka Stein w swoim Workbook’u Rodzicielskim (którego polecam każdemu rodzicowi!) bardzo przystępnie wyjaśnia, że złość „jest ważną i potrzebną emocją, służy ochronie zdrowia i życia, daje nam mobilizację i energię do działania, pomaga w wychodzeniu z zamrożenia i rozładowaniu napięcia. Mówi nam, że nasze potrzeby są bardzo niezaspokojone, myślimy w sposób, który nas nie wspiera, nasze strategie nie są skuteczne, potrzebujemy zmiany, mamy dość”. Wydaje mi się, że łatwiej nam mówić o naszej dorosłej złości (a może tłumaczyć swoje zachowania?): „wkurzyłam się, bo…”, „musiałam znaleźć ujście dla swoich emocji, więc…”, „musiałam coś z tym zrobić, dlatego…”, „już nie mogłam dłużej znieść, że…”. Dzieci też przeżywają złość – czują ją, choć nie zawsze potrafią nazwać; okazują, choć nad sposobami się wiele nie zastanawiają. Dziecko z bliska pokazuje złość jako emocję, która jest konieczna do naszego przetrwania. A. Stein wskazuje, że jej przeciwieństwem nie jest spokój czy radość lub miłość, ale depresja (!). To chyba nakierowuje dotychczasowe myślenie o złości zupełnie na inne tory?
Odkąd pamiętam, złość nie była mile widziana. W przedszkolu złoszczące się dzieci trafiały do kąta, były wykluczane z zabawy, odbierane były im zabawki, straszono je rozmową z rodzicami lub z dyrektorem przedszkola, czasem odbierano podwieczorek. Pamiętam też – niestety – taki dzień, w którym jako przedszkolak się bardzo zezłościłam. Przyszła pani i nie wyjaśniając ze mną tej sytuacji, kazała wystawić ręce – bardzo mocno oberwałam linijką. Płakałam z bólu, z niezrozumienia. Moje granice zostały naruszone, czułam się bezbronna i jeszcze bardziej wściekła, ale nie mogłam tego okazać. Jedyne wnioski, jakie zostały wtedy ze mną: następnym razem muszę po prostu uważać; silniejszy ma przewagę (i linijkę). Nawet teraz, kiedy wspominam to wydarzenie, jest we mnie złość. Nie wyobrażam sobie, żeby coś podobnego mogłoby spotkać moje córki.
Dla mnie pomocnych jest wiele zdań, które mogę wypowiedzieć do córki, kiedy się złości. Przykładowe podaje Małgorzata Stańczyk w swojej książce pt. Rodzeństwo. Jak wspierać relacje swoich dzieci, które są według mnie bardzo ważne:
Warto pomyśleć trochę o złości naszego dziecka, zanim dojdzie do sytuacji dla niego (dla nas!) bardzo trudnej. Do czego mu ta złość jest potrzebna? Kiedy się najczęściej pojawia? Jak sobie z nią radzi? Co mi – jako rodzicowi – robi złość mojego dziecka? Jak sobie radzę z tym, kiedy moje dziecko po raz setny krzyczy, że czegoś nie zrobi, dokądś nie wyjdzie, czegoś nie zje itd.? Czy ja pozwalam sobie się pozłościć? Jakich używam strategii do tego, aby sobie z nią poradzić? Czy czuję, kiedy zbliża się mój własny wybuch? Czasem jest tak, że jak lepiej zrozumiemy samych siebie i nasz świat emocji, to troszkę łatwiej będzie przyjrzeć się złości naszego dziecka. Choć, patrząc z perspektywy rozwoju człowieka, dzieci uczą się radzenia ze złością od nas – dorosłych.
W trakcie swojej pracy z rodzinami obserwowałam rodziców dzieci w różnym wieku i doszłam do wniosku, że pojawia się taka myśl, że ze złością należy walczyć, zdusić w zarodku. Rozmowy na temat tego, że warto się czemuś poprzyglądać, pomyśleć, zastanowić… są mniej atrakcyjne niż kara i nagroda, które – w przypadku młodszych dzieci – bywają skuteczne. Do czasu oczywiście 😉 i do wyczerpania naszych pomysłów na dotkliwsze karcenie i droższe nagradzanie (a więc – do wyczerpania kasy).
Rodzice chcieliby mieć takie strategie, które pozwoliłyby im – jak za dotknięciem magicznej różdżki – na zapanowanie nad sytuacją, w której dziecko się złości. Szczególnie, gdy trudne zachowanie ma miejsce na oczach innych – członków rodziny („a mówiłam ci, że źle wychowujesz swoje dziecko, powinnaś <i tu milion propozycji>”, „patrzcie, jakie niewychowane dziecko, nie radzą sobie z nim”, „to dziecko zaraz wejdzie im na głowę”, „dziecko nimi rządzi, kto to widział, żeby nie słuchać swoich rodziców”). Nie lubimy być oceniani, nie chcemy, żeby ktoś w niekorzystny sposób postrzegał nasze dziecko, chcemy czuć sprawczość itd. A gdy jesteśmy profesjonalistami – psychologami, pedagogami, terapeutami, specjalistami pracy z rodziną, wychowawcami itd., to możemy poczuć, że patrzą nam na ręce: „takie mądre rzeczy pisze, taką wiedzą się dzieli, a nad własnym dzieckiem zapanować nie potrafi”. Już sam wyraz „zapanować” pokazuje, że nie mówimy o relacji, tylko o tym, że trzeba być silniejszym i zdominować słabszego. A nie o to chodzi, żeby wychowywać dziecko w poczuciu, że trzeba mieć władzę i na niej opierać kontakty między ludźmi.
Obserwuję jak moja córka przechodzi z etapu 2,5 latki do trzylatki. Kiedy jest mi trudno z jej złością, lubię sobie – gdy dziewczynki zasną wieczorem – poprzypominać, jak to jest z etapami rozwoju w jej wieku (sprzeczności: „zrobię – nie zrobię; chcę – nie chcę; pójdę – nie pójdę”, F.L. Ilg, L.B. Ames, S.M. Baker, Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat). Dziś mnie zaskoczyła. Powiedziałam jej, że widzę, że chyba się zezłościła. Odparła, że nie jest zła tylko smutna. To mi pokazało, że proces przyglądania się swojemu dziecku nigdy się kończy. Chcę być blisko jej świata emocji. Chcę się mu przyglądać i lepiej go rozumieć.
Literatura, z której skorzystałam:
Ilg F.L., Ames L.B., Baker S.M., Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat, tłum. M. Przylipiak, Sopot 2019.
Stańczyk M., Rodzeństwo. Jak wspierać relacje swoich dzieci, Warszawa 2019.
Stein A., Dziecko z bliska, Warszawa 20192.
Stein A., Workbook Rodzicielski, Warszawa 2020.
Komentarze
Myślę, że nam, rodzicom, trudno jest zaakceptować złość dziecka, bo nie do końca – myślę, rozumiemy właśnie ich proces kształtowania emocji. W momencie kiedy dziecko się złości, tak jak napisałaś, próbujemy sprawę „zdusic w zarodku” i najczęściej chyba grozimy, że czegoś nie dostanie, gdzieś nie pójdzie. A z drugiej strony – często nie staramy się zrozumieć postępowania małego złośnika😉Na szczęście dzieci dorastają i z czasem bardziej zaczynają panować nad wyrażaniem emocji, więc jest światełko w tunelu☺️i najważniejsze jest to, aby rozsądnie reagować na złość dziecka, im ono jest młodsze, wtedy jest szansa, że i rodzic, i dziecko – jakoś tą niejedną burzę (nieraz z solidnym gradem!) złości, przetrwają.
Ann, gdy napisałaś o tym, że „na szczęście dzieci dorastają i z czasem bardziej zaczynają panować nad wyrażaniem emocji…”, to pomyslałam sobie, że przecież to nie dzieje się w sposób magiczny. Jesteśmy dla dzieci najważniejsi i one podpatrują sobie, jak my mamy się z naszą złością. Robią podobnie, albo tak samo. Mam też takie poczucie, że łatwiej zrozumieć złoszczące się dziecko, kiedy sami jesteśmy w kontakcie ze swoimi emocjami i ‚rozumiemy’ naszą dorosłą złość. Dzięki za komentarz! 🙂