Strona główna » Bliżej doświadczeń » Jestem w ciąży, tylko nie mów nikomu!
Hania jest moim pierwszym, bardzo wyczekiwanym dzieckiem. Na długo przed staraniami o zajście w ciążę, robiłam jej miejsce w swoim sercu. W swojej głowie, w codzienności naszego życia małżeńskiego. Oswajałam się z Hanią, zanim się jeszcze pojawiła. Mimo różnych trudności, czas sprzed ponad dwóch lat wspominam jako cudowny. Wszystko było takie nowe i zaskakujące. O ciąży pierwszy dowiedział się mój mąż. Potem mama, chociaż moja mama często wyprzedza go w otrzymywaniu różnych informacji. Chciałam, aby ten ważny moment był tylko nasz. Część osób nie kryła radości i od razu nam gratulowała. Część osób wstrzymywała oddech, jak większość przez 3 pierwsze miesiące trwania ciąży. Nie rozumiałam, dlaczego przy niektórych nie można się dzielić swoim szczęściem. Jakby przez 3 miesiące nic się nie wydarzyło. Nie było dziecka, nie było emocji, nie było marzeń czy planów z nim związanych. Imienia też najlepiej, żeby wtedy nie było, bo przecież nieznana jest płeć. No to w końcu coś jest czy czegoś nie ma? Każdy ma prawo przeżywać czy współodczuwać po swojemu. Jednak z perspektywy czasu i doświadczeń myślę, że niektórym kobietom byłoby może łatwiej, gdyby miały jasny sygnał: ciesz się każdą chwilą ze swoim dzieckiem! No właśnie, z dzieckiem.
Leon pojawił się w naszej rodzinie niedługo po skończeniu roczku przez Hanię. Zawsze chciałam mieć syna, a wybrane imię czekało na niego bardzo długo. W moich wyobrażeniach miał być moim małym obrońcą, synkiem mamusi, całkiem fajnym gościem. Zależało nam na małej różnicy wieku między dziećmi. Po podjęciu decyzji o rozpoczęciu starań, Leon postanowił, że chce być z nami od razu. Byłam przeszczęśliwa. Czułam, że jest ze mną mały chłopiec, choć nie znałam oficjalnie jego płci. Atmosfera dzielenia się wiadomością o ciąży już była inna. Więcej się wtedy działo. Była przecież mała Hania, która domagała się czasu i uwagi. Za to moje samopoczucie w ciąży z Leonkiem było fantastyczne (początki z Hanką niestety bardzo dla mnie trudne fizycznie). Czułam, że mogę przenosić góry, byłam szczęśliwa i pełna energii – do czasu pierwszych badań prenatalnych. Zamiast usłyszeć jak wspaniale rozwija się moje dziecko, jaka jest jego płeć, usłyszałam, że jest bardzo chory, umiera i powinnam jak najszybciej pojawić się w szpitalu. Potrzebowałam wsparcia. Potrzebowałam go od tych, którzy wiedzieli o ciąży, jak i od tych, którym nie zdążyłam jeszcze powiedzieć. Niektórzy udali, że lepiej o tym nie rozmawiać. No właśnie, o tym czy o dziecku?
Róża to akt odwagi. Bo przecież teraz już wszystko może się wydarzyć, wszystko może nas spotkać, nic nie jest pewne. Przy Hani bardzo się martwiłam o każdy najdrobniejszy szczegół. Przy Leonku nauczyłam się cieszyć ze wszystkiego, co jest. I wierzyć w małe wielkie cuda. Róża nauczyła mnie pokory. Pojawiły się wątpliwości. Komu powiedzieć? Kiedy powiedzieć? Może po prostu czekać do pierwszych badań prenatalnych? Guzik! Chciałam mówić o mojej ciąży, o moim dziecku, o moim szczęściu. I to bez względu na to, co przyniesie przyszłość. Pierwsza jednak dowiedziała się mama. Czułam, że mojemu mężowi muszę dostarczyć potwierdzone badania lekarskie. Początki ciąży nie należały do najłatwiejszych, ale chyba były dla mnie znakiem, żeby ostudzić emocje. By przestać się bać, bo hormony pracują jak trzeba i ciąża jest prawdopodobnie zdrowa. Poza tym, to w końcu nasz wspólny czas i nie mam zamiaru go przemilczeć, żyć w niepewności czy lęku o zdrowie i życie mojego maluszka. Cieszę się, że są przy mnie osoby, takie jak mój mąż i mama, którzy bez słów rozumieją wszystko. Zaczynam siódmy miesiąc ciąży. Moja Róża domaga się teraz uwagi, kopiąc mnie jeszcze łagodnie w brzuszek. A ja mam zamiar poświęcić jej uwagę, jak każdemu mojemu dziecku.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Komentarze
Kochana macierzyństwo daje Ci dużo odwagi o czym świadczy chociażby ten wpis. Buziaki 😘
Sandra, dziękuję za komentarz o odwadze. To prawda, że macierzyństwo potrafi dać kobiecie niezwykłą siłę. Warto, żeby inne kobiety (oraz otoczenie) dawały sobie wsparcie w tak wyjątkowym procesie, jakim jest stawanie się matką.
Tak pomyślałam o tym Twoim wpisie, bo dziś dowiedziałam się od mojej Koleżanki, że powiększy się jej rodzina, to dopiero początek ciąży, ale widać, że należy do osób, które z radością dzielą się taką informacją, nie ukrywają szczęścia (świat i tak zbyt często zalewa nas falą negatywnych wieści, więc gdy jest powód, by się cieszyć, dlaczego się tym szczęściem nie dzielić? Choć rozumiem, że to indywidualna sprawa każdego – czy mówić o czymś otwarcie prawie od razu, czy czekać). Pewnie to też kwestia zaufania, komu chce się powiedzieć a komu może jeszcze nie. Jednak szacunek dla tych, którzy nie boją się dzielić własną radością☺️ Bo każde Nowe Życie to Dar! A żyjemy w społeczeństwie i życie kolejnych Pokoleń powinno cieszyć tak samo, jak cieszy każdy młody Listek, który pojawia się na drzewie wraz z przyjściem pięknej wiosny (o tej wiośnie, to mnie chyba tak poniosło… przy okazji zbliżającej się (?) jesiennej „pluchy” 😉).
Ann, zgadzam się, że bycie w ciąży jest niezwykle indywidualną sprawą. W końcu to jedno z najintymniejszych doświadczeń w życiu kobiety. Moje dzieci nauczyły mnie nie bać się okazywać im uwagi, nie bać się o nich myśleć, nie bać się do nich mówić – bez względu na etap rozwoju i bez względu na to, co przyniesie przyszłość. Każdą ciążę przeżywałam (przeżywam nadal) zupełnie inaczej. Spotkałam jednak w swoim życiu kobiety, które dzieląc się ze mną wiadomością o swojej ciąży, szukały czegoś w rodzaju „potwierdzenia”, że ich radość jest OK. Zdarza się też tak, że czasem sprawy niewypowiedziane domagają się prędzej czy później odpowiednich słów. Myślę, że warto po prostu rozmawiać z bliskimi i poznawać się na tyle, by ciąża nie stawała się na czas „3 miesięcy” tematem tabu.
Potwierdzam, że dzielenie się szczęściem jakim jest stan błogosławiony z rodziną i bliskimi, może mieć różny odbiór. Pamiętam swoją pierwszą ciążę, radość i trochę niepewności jak to będzie. Mąż był zachwycony, moi rodzice szczęśliwi, a teściowa pogratulowała, ale stwierdzenie, że matką będę dopiero po urodzeniu dziecka, a nie teraz (sam początek ciąży), i ona babcią dopiero jak urodzę… Zdziwiły i zasmuciły mnie jej słowa. Zabolalo mnie to. Przecież nosiłam pod swoim sercem dziecko, a nie „coś”, co nagle w trakcie porodu stanie się dzieckiem.
Weronika, i tu dotykamy bardzo delikatnego tematu, który obejmuje kwestie m.in.: poczęcia, rozwoju drugiego człowieka, relacji, empatii, własnych doświadczeń w tych i podobnych obszarach. Myślę, że kluczem do drzwi (z pewnością nie wszystkich) wzajemnego porozumienia jest szczera rozmowa o tym, jak my przeżywamy to, co bezpośrednio nas dotyka. Chociaż są momenty, w których czekamy na reakcję z drugiej strony, bo to dopiero ona pozwala nam otworzyć się na autentyczne dzielenie sobą. Ja odkryłam w sobie potrzebę mówienia o tym, co i kto 😉 we mnie. Również w przeżywaniu straty – pomogły mi słowa wypowiedziane, a nie milczenie. Natomiast jeżeli chodzi o bycie matką, to uważam, że każda z nas jest matką wtedy, gdy to poczuje. Odważyłabym się nawet o krok dalej (wcześniej?), a mianowicie – świadome przygotowywanie się do decyzji o poczęciu jest już pewną formą realizowania swojego macierzyństwa. Być może słowa teściowej wynikały z tego, że ona sama poczułaby się babcią, kiedy pierwszy raz tuliłaby swojego wnuczka. W końcu najbliżej i najintymniej z maluszkiem byłaś tylko Ty.