Strona główna » Bliżej doświadczeń » Jak stosowanie kar wpływa na relację z dzieckiem
Pamiętam, że podczas moich studiów pewien wykładowca na każdych zajęciach przypominał nam, że jeśli pytanie zaczyna się od „czy”, to możliwe odpowiedzi są następujące: „tak”, „nie”, nie wiem” 😉 Mam w sobie przekonanie, że każdy rodzic znajdzie właściwą dla siebie odpowiedź, chociaż w pierwszej chwili może nie wydawać się tak jednoznaczna. Pamiętam również różne teorie dotyczące wychowywania dzieci oraz argumenty za stosowaniem kar i nagród lub przeciw. Może więcej było niestety tych „za”. Jednak oprócz zdobywanej wiedzy w zakresie nauk o rodzinie (a także psychologii czy pedagogiki) jest jeszcze ludzkie doświadczenie życia rodzinnego, w którym kary i nagrody miały swoje określone miejsce.
Wydaje mi się, że współcześnie obserwujemy duże zainteresowanie budowaniem relacji bez kar i nagród. Jest jakiś powód, który skłania rodziców do zgłębiania wiedzy na ten temat, do szukania wsparcia u profesjonalistów, do chęci zmiany. Moje pierwsze wyobrażenie, gdy zetknęłam się z wypowiedziami innych specjalistów na temat budowania relacji z dzieckiem bez stosowania kar/nagród było takie: wyobraziłam sobie w pierwszej chwili obraz, który nagle traci ramę.
Z perspektywy czasu już wiem, że ta rama była bezpieczna tylko pozornie i tylko dla mnie – dorosłej już osoby, a dziś także mamy. Teraz, gdy wracam myślami do tamtej chwili, mam poczucie, że to naturalne. Jeśli pojawia się coś nowego, to badam to, jestem ostrożna, czujna. Nie muszę mieć od razu wrażenia, że wchodzę na bezpieczny grunt. Jest też chyba takie pytanie, które się nasuwa: „to jak teraz miałoby to wszystko wyglądać bez kar i nagród?”. No właśnie – jeśli w rodzinie kary i nagrody funkcjonowały na porządku dziennym, jeśli w najbliższym otoczeniu, środowisku społecznym działo się podobnie, to jak mam teraz dopłynąć do brzegu? Czuję więc, że dryfuję po wzburzonej wodzie.
Nie jest łatwo zmienić coś, co było przekazywane od pokoleń, co zostało utrwalone w międzypokoleniowej transmisji rodzinnej, w co wierzyli bliscy: mama, babcia, prababcia. Poza tym, nie jest też chyba tak, że człowiek, który doznaje olśnienia: „tak, da się budować relację bez kar i nagród!”, z dnia na dzień zmieni swoje sposoby reagowania (werbalnego, niewerbalnego). Nawet ja, pomimo zdobywanej wiedzy, nawet pomimo pewnego przeczucia – nie zawsze reaguję tak, jakbym tego chciała. Jednak tu chyba najważniejszy jest spokój i przeświadczenie, że jest się w drodze, którą się wybiera świadomie. Ważne jest także zaufanie, że dokonany wybór jest dla rodziny dobry. Bo tak naprawdę wszystkie toczące się dyskusje o wychowaniu, o karaniu lub nagradzaniu dzieci są o rodzinie, o relacji, o nas – wszystkich członkach funkcjonującego systemu.
Chcę powiedzieć, że istotne jest więc poznanie samego siebie, w tym rozpoznawanie np. sytuacji alarmowych, które sygnalizuje nam ciało. Czyli wygląda to trochę tak – czuję, że woda w garnku kipi i jeśli nie wezmę głębokiego wdechu i wydechu, to pokrywka strzeli. Wiedzę o sobie rozumiem właśnie jako składową solidnego fundamentu. Wygląd domu, jego wystrój może się zmieniać w miarę upływu czasu, a fundament będzie trwać. Na to też jest czas – na rozpoznanie, że woda się gotuje i że „pokrywka” strzeli.
Wierzę, że rodzicom potrzebna jest wspólnota – ludzka wioska. Wsparcie, które płynie od tych, którzy mają tak samo albo podobnie jest nieocenione. Świetnie, jeśli w naszym najbliższym kręgu są takie osoby. Ale można poszukać też szerzej w społeczeństwie tych, którzy są już w drodze, którą my dopiero wybieramy. Trudno jest mi wyobrazić sobie samotną wyspę rodzicielską z napisem: „bez kar i nagród”. Jesteśmy istotami społecznymi, a nasze mózgi (dr Kaczmarzyk mówi nawet, że nie mamy mózgów, tylko nimi jesteśmy!*) pracują na pełnych obrotach dzięki relacji z drugim człowiekiem. Pomoc kogoś, kto ma podobnie, kto chce pogadać o ważnych dla nas kwestiach jest darem.
Ten artykuł jest tylko wstępem do cyklu wpisów dotyczących kar i nagród. Wiele nauczyłam się podczas kursu dla profesjonalistów**, który okazał się być dla mnie najbardziej wartościowym z zakresu budowania relacji. Ponieważ do tej pory podkreślałam znaczenie własnego doświadczenia i relacyjności, to krótko podzielę się własnymi przemyśleniami, które zwracają uwagę w kierunku mojego dzieciństwa oraz kar.
Dziś wiem, że kary niczego mnie nie nauczyły. Wiedziałam tylko, że należy czasem konkretnie kombinować, żeby kary uniknąć. Wiedziałam też, że kara jest nieprzyjemna, że właściwie to się jej boję, bo bywa nieprzewidywalna. Dziś wiem, że w temacie karania jest silniejszy i słabszy, że kara często nie uwzględnia różnych okoliczności (etapu w rozwoju, potrzeb). Bałabym się stwierdzenia, które wielokrotnie można usłyszeć: „dzięki karom, wyrosłam na ludzi”. W karze nie ma relacji, bo ona jest wymierzana z jakiejś odgórnie przyjętej zasady. Bliższa mi wypowiedź byłaby taka: „pomimo karania, udało mi się wyrosnąć na ludzi”. Z pewnością mogę powiedzieć, że uniknęłam wielu niedobrych dla mnie decyzji, ale nie przez strach przed karą. Udało się to dzięki rozmowom, dzięki poczuciu, że bliski dorosły jest realnie obecny, autentycznie dostępny i szczerze otwarty.
Podobnie czuję, gdy pomyślę o dzieciakach, z którymi pracowałam w różnych placówkach. Brak bliskości z rodzicem, brak jego uwagi, brak okazywania miłości i akceptacji. Wiem, że najdotkliwiej odczuwa się to wszystko w okresie nastoletnim, który swoją drogą jest wybuchową mieszanką podsumowań pt. „to mi się nie podoba mamo i tato”.
W rodzicielstwie warto sobie zadawać pytania:
Bo na przyszłość właśnie rodzice pracują każdego dnia. Życzę więc wszystkim czytającym ten artykuł stawiania sobie wielu pytań, owocnych odpowiedzi i wspierającego otoczenia.
* Marek Kaczmarzyk, Strefa napięć. Historia naturalna konfliktu z nastolatkiem, Gliwice 2020.
** Agnieszka Stein, Małgorzata Stańczyk, Relacja bez kar i nagród – edycja dla profesjonalistów, kurs online, 2020.