To dzień, w którym zapragnęliśmy, aby drugie dziecko powiększyło naszą rodzinę.
To dzień zrobienia testu ciążowego.
To dni, kiedy byliśmy z nim w ciąży.
To dzień jego odejścia.
To dzień pochówku.
To dzień jego przewidywanej daty narodzin.
To dzień jego imienin.
To dzień matki.
To dzień dziecka.
To dzień ojca.
To święta…
To dzień dziecka utraconego – 15.10.
To wiele innych dni, które przypominają nam o tym, że nasz chłopiec mógł być dzisiaj z nami. Nie mógł. Utrata dziecka, to także utrata wszelkich marzeń i wyobrażeń z nim związanych – jak będzie wyglądał? Do kogo będzie podobny? Jak damy mu na imię? Kim zostanie w przyszłości? Jak będzie dogadywał się z rodzeństwem? Jak to będzie mieć syna?
Z odejściem mojego synka było związanych wiele intymnych momentów, które pozostaną na zawsze między mną a moim mężem. Ale są też takie, o których mogę i chcę napisać – dla innych kobiet. Dla tych, którzy są blisko nich. Lub nie są, ale mogliby być.
Pamiętam, że czas ciąży był wyjątkowy – świetnie się czułam. Jednak z czasem zaczął towarzyszyć mi niezrozumiały lęk o moje dziecko. Nagle wszędzie dostrzegałam chore lub niepełnosprawne dzieci – na ulicy, w telewizji, w internecie. Płakałam. Mąż mówił, że to wina hormonów. Ale bez względu na hormony, to należy przyznać, że matki oczekiwanych dzieci pragną chronić swoje maluchy. Chcą zapewnić im najlepsze warunki do rozwoju, chcą żeby były silne i zdrowe. Po prostu. Mierzyłam się w tym czasie z myślami, co się stanie, jeśli nasze dziecko zachoruje i będzie wymagało specjalistycznej opieki. Jak to będzie?
Dokładnie tydzień przed pierwszymi badaniami prenatalnymi – 15.10., przeczytałam w internecie wpis matki na temat poronienia. Pojawił się znikąd. Znowu płakałam. Współodczuwałam razem z nieznaną mi kobietą. Ten wpis stał mi się bliski. Nie wiem czemu. Kiedyś wydawało mi się – gdy moje koleżanki traciły swoje upragnione ciąże – że ja tego nie ogarnę, że się po takim doświadczeniu nie pozbieram. Pod koniec ciąży z Leonem, czułam pod skórą, że temat straty jest o wiele bliżej, niż mi się wydawało. W ciągu dnia zamiatałam te myśli pod dywan i skupiałam się na córce. Później mąż przyznał, że niepokojące myśli także i za nim chodziły. Ale czemu? Bo wszystko wydawało się zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Kiedy moje serce już dawało znać, że nie daje rady przez problemy rozwojowe synka (o czym wówczas nie wiedziałam), czułam, że coś jest nie tak. Jednak pozostałe wyniki badań i kontrole lekarskie na to jeszcze nie wskazywały.
Nie zapomnę swojego mechanizmu wyparcia podczas badań prenatalnych. Po pierwszych słowach lekarki, że moje dziecko jest zdecydowanie za małe na ten tydzień ciąży, że podejrzewana jest nieodwracalna wada i brak możliwości leczenia, wyobrażałam sobie wszystkich niskich członków naszych obu rodzin. Wierzyłam, że moje dziecko może będzie miało po prostu niski wzrost. Wpatrzona w ekran, czekałam na jakąś instrukcję – że coś da się zrobić, że jest jakakolwiek nadzieja. Jak lwica chciałam o niego walczyć. Przecież przyszłam tylko zobaczyć swoje dziecko, a nie usłyszeć, że właśnie umiera. Mój mąż się rozsypał w sekundę – jest lekarzem, zrozumiał od razu wszystko. Ja rozsypywałam się po trochę. Kiedy wyszłam z gabinetu i stałam zamrożona w kolejce do rejestratorki po odbiór dokumentów, spojrzałam w prawo. Pod ścianą siedziała para. Kobieta przenikała mnie wzrokiem. Miała ten sam wyraz twarzy, te same zalane łzami oczy. Przeglądałam się jak w lustrze. Jednocześnie wydawało mi się, że jesteśmy sobie bliskie, że strata nas w jakiś sposób łączy. To było mocno duchowe doświadczenie. Mimo tego, że zrobiłam wiele dla swojego synka i uczczenia jego pamięci, miewam poczucie, że czegoś nie zdążyłam zrobić. On zdążył wnieść wiele miłości. Spędziliśmy wspaniały rodzinny urlop nad naszym ukochanym morzem i tych wspomnień nie zabierze mi nikt.
Dzień dziecka utraconego oraz pozostałe ważne dni – to nie jest rozgrzebywanie ran. To nie jest wywoływanie na siłę wspomnień. To pamięć o człowieku, który był ze mną, który coś znaczy(ł), który był tak blisko, że bliżej się już nie da. Wiem, że nadal jest częścią mnie. Kiedy rodzi się nowe życie wszyscy świętują, a śmierć jest często otoczona ciszą. A to przecież też część życia.
Gdy ktoś bliski doświadczy straty dziecka, proszę nie mów:
Więcej o tym jak nie powinno być znajdziesz również we wpisie: „Tu leży poronienie”.
Zapytaj kobietę czy chce porozmawiać, co chciałaby powiedzieć. Pomilcz razem z nią. Bądź po prostu blisko. Podaj kubek ciepłej herbaty. Potrzymaj za rękę. Współodczuwaj, jeśli potrafisz. Zapewnij o swojej obecności. Wskaż miejsca, w których mogłaby otrzymać profesjonalną pomoc oraz wsparcie. Płacz razem z nią!
Dlatego, że:
Życzyłabym sobie, żeby kobiety nie bały się mówić o swojej stracie, żeby mogły być wsparciem dla innych. Dokładnie tak, jak ma to miejsce na kręgach kobiet w ciąży czy kręgach matek, które są spotkaniami tak naprawdę obcych sobie osób, darzących się od początku szacunkiem. Życzyłabym sobie, żeby nie zapominano o pozostałych członkach rodziny, którzy również przeżywają oraz o dziecku, które odeszło.
Pamiętajmy o matkach i ich dzieciach 15 października. Wspierajmy się, tak po ludzku.
Komentarze
Czytam i płaczę. Tak bardzo rozumiem, przeżyliśmy to dwa razy. W zupełnie innych okolicznościach, które były dla nas bardzo niezrozumiałe. Pomimo tego, że wiem, że między innymi dzięki tym stratom nasze małżeństwo jest silniejsze, dalej pozostaje to dla mnie niezrozumiałe. Ściskam Cię mocno!
Magda, dziękuję za Twój komentarz. Przykro mi z powodu Twoich strat – mam nadzieję, że o tym wiesz po naszych wspólnych rozmowach. Cieszę się, że potrafisz mówić o tym, że Twoje małżeństwo jest silniejsze, mimo tych bolesnych doświadczeń. Każdy człowiek inaczej przeżywa, a w małżeństwie, to bardzo ważne, żeby rany w sercu nie doprowadziły do jego rozpadu. Myślę, że wraz z mężem wnosicie wiele dobra w życie innych rodzin. Pozdrawiam!
Często mamy żal do ludzi wokół, że nie mówią o sprawach ważnych, że pewne sprawy są tematem tabu i ciężko z nimi funkcjonować w społeczeństwie. Możesz pomyśleć, że to zbyt osobiste mówić o tym co boli, tylko widzisz, tematy tabu tworzymy sami – milcząc. Wiem, że to trudne, musisz wiedzieć, że mi również wcale nie przychodzi to łatwo. Czuję lekki opór.
Jest Was tutaj wielu, a prawdopodobnie każdy z Was ma w swoim otoczeniu kogoś, kto stracił dziecko, bez względu na to, na którym etapie życia to było. Być może to spotkało właśnie Ciebie.
Pamiętasz moja listę marzeń? Wiesz, moim największym marzeniem było mieć córkę. I wiesz co? To Marzenie się zrealizowało w 2017 roku. Była piękna, niewinna, a do mojego życia wniosła ogromną wartość, choć żyła tak krótko. Czuję spełnienie myśląc o Niej i o tym, że jest mi dane być jej mamą.
Czy wiesz dlaczego wciąż tutaj jestem? Bo w dniu śmierci mojej córki, podjęłam decyzję. Tak, choć cierpiałam, a moje serce rozpadło się na kawałki, choć nie wiedziałam jak je poskładać, choć nie widziałam sensu, bo ból był tak wielki.
Podjęłam decyzję, że moja córka nie będzie przyczyną mojego upadku. Jak ktoś, kto jest kwintesencją miłości, mógłby spowodować moją śmierć?
Postanowiłam głęboko w swoim sercu, że dzięki Niej będę wzrastać i nadam temu zdarzeniu sens.
Tak. To Ty nadajesz sens temu co Cię w życiu spotyka.
Wiem, że to w jaki sposób przeżyłam ten czas, ma ogromną wartość i chce Ci ją dać. Być może, właśnie teraz zmagasz się z pewnymi trudnościami. Być może, straciłeś kogoś bliskiego, być może nie masz dachu nad głową, albo dotknęła Cię ciężka choroba. A może przytłacza Cię kolejny dzień, bo jesteś zmęczony drobnymi sprawami, które nawarstwiają się od lat. Być może, nie wierzysz, że jesteś cudem do odkrycia i pełnym wartości człowiekiem.
Wdzięczność. Praktykuj ją każdego dnia. Każdego dnia dziękuję za moją córkę (i syna!), za Jej obecność w moim życiu, za to ile do niego wniosła. Uczę się dziękować za Jej stratę. Tak, bo sztuką jest dziękować też za to, co trudne w naszym życiu.
To nie jest oczywiste, że trudności nas wzmacniają.
Trudności mogą Cię zmiażdżyć, mogą spowodować, że upadniesz i nie wstaniesz. Ale mogą też być trampoliną do nowego życia.
Wiesz od czego to zależy?
Od decyzji jaką podejmiesz, co chcesz z tym zrobić.
Kochana Mamo, kochany Tato, kochany Ty, który utraciłeś kogoś bliskiego. Kochany Ty, który czujesz, że wokół Ciebie świat milczy. Słyszę Twój ból.
Świat nie wie co ma zrobić, świat nie wie jak Ci pomóc. Nie wie, bo każdy z nas ma inne oczekiwania, może chcesz rozmawiać, a może potrzebujesz milczenia. Świat nie wie.
Pokieruj nim i powiedz JAK Ci pomóc.
Jestem z Tobą całym moim sercem i głęboko wierzę, że uda Ci się wstać i rozpalić iskierkę nadziei w swoim sercu.
Przytulam Cię do serca,
Aniołkowa i tęczowa mama Magda.
Magdalena, Twoje słowa mówią same za siebie. Dziękuję, że znalazłaś w sobie odwagę do podzielenia się z innymi tym, co dla Ciebie tak intymne, tak bolesne, tak niezrozumiałe. Cieszę się, że masz w sobie chęci niesienia wsparcia innym i jestem przekonana, że uda Ci się zrealizować wszystkie zamierzenia. Piszesz o wdzięczności – ja jestem bardzo wdzięczna za nasze rozmowy!
Kochana Agatko, odnalezienie odwagi to dobre słowo, sądzę, że tą odwagę buduje we mnie moja Córka. Zawsze, kiedy podejmujemy zmianę czy wyzwanie, to czujemy opór, nasz mózg lubi płatać figle. Ale mam nadzieję się temu przeciwstawiać. Dziękuję za te ciepłe słowa, bo wsparcie jest dla mnie ogromnie ważne. Wierzę, że wspólnie zrobimy na Tym świecie wiele dobrego.
Ściskam!
Jesteś wspaniałą, mądra osobą! Niesamowicie patrzysz na życie. A to, co piszesz jest mi bardzo bliskie. Też dziękuję za moje utracone dzieci i wiem, że przyczyniły się do wielu dobrych rzeczy w naszym chociażby małżeńskim życiu. Cieszę się, że mogłam Cię poznać. Ściskam!
Ja stracilam 4 Dzieci.
Dwoje udało mi się pochować (czas trwania ciąży).
Przy pierwszej stracie również odczuwałam nieuzasadniony niepokój.
Pamiętam, gdy będąc na cmentarzu, podeszłam do pomnika Dzieci nienarodzonych i po prostu zaczęłam płakać, choć nic nie wskazywało tragedii… Nasze bliźnięta urodziły się martwe w pierwszy dzień wiosny, gdy świat budzi się do życia.
Następne poronienie tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Kolejne w dniu matki… Jakże symboliczne daty.
Chcę o tym mówić.
Moje Dzieci istniały, choć nikt nie zdążył ich poznać.
Agnieszka, dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Z jednej strony – jest mi niezwykle bliskie to, o czym piszesz. Z drugiej – mam wrażenie, że dotykam przestrzeni niewyobrażalnego bólu i tęsknoty. Daty, o których wspominasz, są symboliczne i tak bardzo Twoje. Pierwszy dzień wiosny jest związany z dawaniem życia – Ty nosiłaś swoje maluchy pod sercem i byłaś dla nich życiem. Czas przed Bożym Narodzeniem jest wyczekiwaniem, które zna serce każdej mamy. A dzień matki to wyjątkowo Twoje święto. Pamiętaj proszę, że Twoje dzieci są z Tobą już na zawsze. Ufam, że nastanie chwila, w której wszystkie Cię przytulą. Wierzę, że one istnieją. Wiem też na pewno, że Ty je zdążyłaś najlepiej poznać. Byłaś ze swoimi dziećmi najbliżej. I jesteś nadal. Serce matki jest zawsze przy jej dzieciach.
Dziękuję Madziu! Ciekawe, że nie znałam Twoich (jak bliskich mi) doświadczeń, a od pierwszej chwili poznania czułam, że jesteś mi bliska. Jest mi przykro z powodu Twoich utraconych dzieci, lecz cieszę się, że podobnie jak ja wybierasz budowanie zamiast zniszczenia. Niech te dobre rzeczy każdego dnia będą w Twojej pamięci i niech rozrastają wdzięczność za obecność Dzieciaczkow w Waszym życiu.
Również cieszę się, że mogłam Cie poznać!