Strona główna » Bliżej doświadczeń » Czy wysoka wrażliwość może utrudnić dzieciństwo?
Szukając artykułów o wysokiej wrażliwości, można znaleźć wiele takich, które przedstawiają wrażliwość w kontekście zasobów. Wysoko wrażliwe osoby bardziej czują. Wnikliwiej analizują. Mówi się, że więcej widzą i więcej słyszą. Bliska jest im empatia. Zatem czy wysoka wrażliwość to same zalety? Czy bez odpowiedniego wsparcia można z uśmiechem na twarzy powrócić do dziecięcych wspomnień? Zapraszam do przeczytania pierwszej części historii mojej Czytelniczki – Oli, która opowiada o drugiej stronie bycia osobą wysoko wrażliwą.
Byłam wyczekanym dzieckiem. Kiedy się urodziłam, dostałam od swoich najbliższych to, co powinno otrzymać dziecko. Bezgraniczną miłość, troskę i poczucie bezpieczeństwa. Nigdy niczego mi nie brakowało, ale też nie miałam wszystkiego. Moje dzieciństwo było beztroskie, a więź między mną a bliskimi silna. Mama i Babcia stały się moimi przewodniczkami i nauczycielkami po świecie. Pokazywały mi go takim, jaki był naprawdę. Im stawałam się starsza, tym bardziej zaczęłam zdawać sobie z tego sprawę, że łączy nas coś wyjątkowego. Że czujemy bardziej. Jako dziecko czułam się inna. Będąc małą dziewczynką i później nastolatką, ukrywałam swoją wysoką wrażliwość. Niestety nie zawsze się to udawało.
Otoczenie, w którym przebywałam (koledzy, koleżanki) postrzegało mnie jako oderwaną od rzeczywistości, inną. Nie byłam akceptowana. Zawsze spokojna, grzeczna, pomocna dla wszystkich, wrażliwa. „Obrywałam” i nie raz bolało. Czy mnie to zahartowało? Niestety nie. Byłam ofiarą, nie tylko jako dziecko, które musiało zawsze uciekać przed swoimi „oprawcami” – rówieśnikami, ale także ofiarą systemu edukacji i niektórych nauczycieli, którzy udawali, że niczego nie widzą i starali się zamieść wszystko pod dywan. Tak było, aż do studiów. W okresie szkolnym trafiłam na paru fantastycznych pedagogów i choć nikt nigdy się nade mną nie rozczulał, nie prowadził za rękę, to czułam i wiedziałam, że w trudnych dla mnie chwilach i sytuacjach, mogę na nich liczyć. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że były to osoby z powołaniem.
Kilka razy musiałam stawić czoła trudnym sytuacjom, jakimi były dla mnie zmiany szkół. Bardzo wiele mnie to wtedy kosztowało. Wszystko nowe – otoczenie, osoby. Wszystko okupione ogromnym stresem, bólami brzucha, wymiotami, czasem nawet gorączką, myślą „czy zostanę kolejny raz odrzucona, zgnębiona?”. To było dla mnie w tamtym okresie jedną wielką niewiadomą. Na szczęście miałam wsparcie moich kochanych Rodziców i Babci. Było mi łatwiej przejść przez to wszystko, mając ich obok siebie. Myślę, że wysoką wrażliwość mam po Mamie, a ona ma ją po swojej mamie. Rozumiałyśmy się zawsze bez słów. Wspierały, rozumiały, były przy mnie kiedy ich potrzebowałam. Akceptowały wszystkie moje uczucia i emocje – te radosne i te mniej radosne. Tłumaczyły, że wszystkie emocje są nam potrzebne i nie są powodem, aby je ukrywać i się ich wstydzić. Przyjmowałam to, ale myślę, że to ludzie, którzy nie są wysoko wrażliwi jak ja, lub wrażliwi tak „normalnie” sprawili, że gdzieś zamykałam się w swojej skorupie. Oni po prostu chyba nie rozumieli czym jest wrażliwość, nikt ich jej nie nauczył, nie pokazał.
„Bo to wstyd, nie wypada, co ktoś pomyśli…” ☹️ . Do dzisiaj słyszę, widzę i jestem świadkiem, jak dzieciom od maluszka mówi się „nie płacz, dlaczego płaczesz, chłopcy nie płaczą!”. Rodzice nie potrafią radzić sobie z emocjami swoich dzieci, rozmawiać o nich. To mnie bardzo smuci, że stajemy się pokoleniem mało wrażliwym na drugiego człowieka. Ja w rodzinnym domu czegoś takiego nie doświadczyłam, ale poza nim już tak. Zaczęłam ukrywać prawdziwą siebie, bo miałam poczucie, że jeśli będę sobą, to nie zostanę zaakceptowana przez otoczenie, w którym się znajdowałam. Starałam się dostosować do otoczenia, chociaż strasznie mnie to męczyło. Ciągłe udawanie i bycie kimś innym, niż się jest naprawdę. Po wielu latach zrozumiałam kim jestem, że nie muszę być kimś innym, niż jestem. Mam być sobą, a jeśli ktoś nie akceptuje mnie jako człowieka, nie musi. Niech mnie tylko nie ocenia.
Człowiek, to nie maszyna, w której możemy wszystko włączać, przełączać i wyłączać, jak się komuś podoba. Choć i tego doświadczam. Czy odbieram to jako dobre rady? Nie. Zaczynam najczęściej intensywniej myśleć, analizować, szukać w sobie, że jestem słaba, beznadziejna, bo czegoś jeszcze nie zrobiłam, nie osiągnęłam. „No tak, bo ty przecież jesteś inna, coś z tobą jest nie tak”.
Dla mnie ważne jest, aby nie szufladkować osób wysoko wrażliwych, nie oceniać. Starać się je zrozumieć. Dawać szansę na pokazanie naszych możliwości, mimo że potrzebujemy nieco innych warunków do pracy – więcej spokoju, innej przestrzeni. Nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości, nieśmiali. Chcemy żyć, jak każdy i nie musieć się ukrywać pod maskami, które często jesteśmy zmuszeni przybierać.
Ola
W wysokiej wrażliwości jest wiele zasobów. Ona sama może być już zasobem. Potrzebne jest jednak zrozumienie, uważność, wsparcie, empatia, bliskość, przestrzeń. I pewnie wiele innych ważnych elementów. Każda wysoko wrażliwa osoba mogłaby dołożyć coś swojego, wyjątkowego. Można powiedzieć, że wsparcie najbliższych jest podstawą. To gniazdo, z którego nasze dziecko wyfruwa. Dlatego warto mówić o potrzebach osób wysoko wrażliwych, o sposobie odbierania i przetwarzania przez nich (przez nas) świata. Ta wiedza pomaga budować mosty, wspiera relacje. Niebawem pojawi się druga część tej historii. Jednak już dziś czuję wdzięczność do mojej Czytelniczki – Oli, która obdarzyła tworzoną przeze mnie przestrzeń zaufaniem. Która chciała podzielić się z Wami wysoko wrażliwym kawałkiem siebie.