Strona główna » Bliżej rodziny » Jaka matka, taka córka – czy rzeczywiście tak jest?
Zazwyczaj, gdy rodzi się dziecko, pozostali członkowie rodziny zastanawiają się, do kogo jest podobne. Można powiedzieć, że każdy chce znaleźć cząstkę siebie w tej maleńkiej istotce, która jest zupełnie nieznana, a jednak tak bardzo wszystkim bliska. A kiedy maluch podrasta, zastanawiamy się jakie cechy charakteru „odziedziczył” po naszych krewnych – po kim te talenty, zdolności, zainteresowania? Gdy widzimy dojrzewającą młodą osobę, zastanawiamy się, w czyje ślady pójdzie. Krótko mówiąc – w kogo się wda?
Co oddziałuje na to, kim stajemy się w przyszłości? I co sprawia, że czujemy się podobni do naszych rodziców lub też – zupełnie od nich różni?
Zwraca się uwagę na wiele różnych czynników. Wśród wymienianych pojawiają się najczęściej te, które są związane z dziedziczeniem. Ale tym naszym dziedzictwem stają się również zachowania, które jako dzieci obserwujemy u naszych bliskich, to także atmosfera rodzinna, w której wzrastamy, poglądy osób, które są dla nas autorytetami. To też zwyczaje i tradycje. Można nawet powiedzieć, że dziedziczymy sposób porozumiewania się z innymi, wyznaczanie granic, ustalanie norm i obowiązujących zasad. Być może dlatego tak się dzieje, że system rodzinny, w którym żyjemy, jest nam najlepiej znany. Był pierwszy i tym samym – może być silnie w nas zakorzeniony.
Bardzo popularne stało się współcześnie wyszukiwanie swoich przodków. Istnieje wiele stron internetowych poświęconych np. tworzeniu drzew rodzinnych. Media społecznościowe są dziś nie tylko przestrzenią do podtrzymywania kontaktów ze znajomymi, ale również do odnajdywania dalekich członków rodziny i przyglądania się sobie w lustrze swoich korzeni.
Badacze zajmujący się kwestiami dotyczącymi tożsamości osobowej, tego kim dzisiaj czuje się człowiek, co na niego najbardziej oddziałuje, dyskutują o tym, skąd się bierze w nas ta potrzeba szukania. Czy i jakiego rodzaju potwierdzenia ludzie obecnie szukają? Bez względu na rozmaite motywacje, cieszy mnie chęć doświadczania siebie w odniesieniu do systemu rodzinnego, do innych znaczących osób oraz – podkreślanie znaczenia tego pierwszego miejsca, w którym jesteśmy witani na świecie.
W pracy z rodzinami często wykorzystuje się genogram (tzw. drzewo rodziny wraz z naniesionymi relacjami, ważnymi wydarzeniami itd.), aby móc zauważać pewne powtarzające się schematy, sposoby reagowania, podejmowane działania. Czasem powielamy z pokolenia na pokolenie zawód, wykształcenie, zainteresowania. Dziedziczymy talenty, podtrzymujemy tradycje. Czasem robimy to bardziej świadomie, a czasem mniej. Raz ten rodzinny spadek jest dla nas „błogosławieństwem”, a raz potrafi stać się tym, co ciągnie człowieka w dół „nie wiedzieć czemu” (choć daleka jestem od twierdzeń mówiących o zdeterminowaniu negatywnym oddziaływaniem bliskich osób).
Warto zdawać sobie sprawę z siły swojego własnego oddziaływania na kształtowanie tożsamości osobowej swojego dziecka. Odpowiedzialność, którą biorą na swoje barki rodzice, powinna zakładać również wiedzę o swoich rodzinach, powinna ujawniać to, co dla nas ważne, prawdziwe i wartościowe. Ta odpowiedzialność nie musi być ciężarem. Może stać się wyzwaniem, którego warto się podjąć, aby świadomie (na ile jest to możliwe) oddziaływać na rozwój swoich dzieci. Nie chodzi tu tylko o przekazanie historii rodzinnej i układanie puzzli tożsamościowych pod względem genealogicznym. Tu chodzi o coś znacznie więcej – przede wszystkim o lepsze rozumienie siebie i bardziej czytelne prowadzenie własnej narracji życiowej.
Kiedy patrzę na swoje córki, szukam w nich siebie. Podczas ostatnich badań prenatalnych, gdy oglądałam zdjęcie USG młodszej córki, zobaczyłam swoją mamę. Ucieszyło mnie to. Poczułam związek z rodziną, z historią. Pomyślałam, że w córce będzie żywe to, co było i nadal jest mi bliskie. Natomiast podczas pierwszego USG, na którym już widać było „dziecięce” rysy twarzy starszej córki, zobaczyłam teściową 😉 Później dopiero widziałam w niej swojego męża i jego dziadków.
Mój mąż lubi sobie czasem pożartować – „moje córki mają wszystko dobre po tatusiu, resztę po mamusi” 😉 Coś w tym jest. Chcemy, żeby to, co dobre było całkiem nasze. Tatusiowie mogą sobie żartować, a mamusie pewnie chcą, żeby to, co dobre było wyssane wraz z ich mlekiem. Nasze jest jednak nie tylko to, co dobre, co służy rozwojowi, co stanowi o zasobach. Nasze jest również to, co ciągnie się od pokoleń i nie prowadzi do zgody, sieje zamęt, utrudnia wiele spraw. To również to, co niepoznane, niezrozumiałe. Myślę, że warto do tej niewygody docierać, poznawać i zmieniać (choć sam proces wcale wygodny być nie musi).
Chciałabym moim córkom ułatwić poznawanie historii rodzinnej. Pamięć czasem zaciera to, co się wydarzyło lub zmienia bieg wydarzeń na wersję, o której się przyjemniej myśli. Zapisuję moim córkom swoje wspomnienia, żeby były jak najbardziej prawdziwe. Po czasie treść mogłaby się zmienić. To, jak czuję macierzyństwo dziś, być może będzie ważne dla nich kiedyś. Może w swoim przyszłym rodzicielstwie zobaczą swoją mamę, tatę, babcie, dziadków i lepiej zrozumieją siebie w sytuacji dla nich trudnej. Tak, jak to się ma wówczas, gdy dorastamy i cały świat musi na chwilę runąć, żeby poukładać cegiełki na nowo.
Według mnie odpowiedzialność rodzicielska to nie tylko prawa i obowiązki. To przede wszystkim przyjęcie do swojego systemu rodzinnego nowego członka rodziny, to zaproszenie, które się wiąże z historią innych bliskich. Bo dziecko przychodzi nie tylko „na świat”. Ono przychodzi do ludzi. A ludzie – to historia i korzenie.
Komentarze
Bardzo ładny tekst 🙂
Magda, dziękuję za miły komentarz!
Dzieci są cudownym odzwierciedleniem zachowania i emocji rodziców. Bynajmniej ja to odkrywam u moich dzieci. Tak wielu rzeczy nie zauważałam u siebie dopóki ich nie zobaczyłam u moich dzieci, a potem wraz z rachunkiem sumienia zrozumiałam, że one krok po kroku kopiują moje emocje i zachowania. I muszę się pilnować, przemyśleć swoje reakcje, swoje odpowiedzi, by móc prawidłowo kształtować ich postawy 🙂 co do wyglądu i charakteru, to tak, każdy z nas się zastanawia do kogo dziecko jest podobne, i czasami jest to zabawne 😀 a historia rodzinna… warto zapisywać, rozmawiać, nagrywać. Tożsamość jest dla nas bardzo potrzebna. Poznanie historii (i tej dobrej i złej) jest istotne dla naszego wzrostu.
Weronika, dziękuję za Twoją wypowiedź. Ja również odkrywam siebie i swoich członków rodziny w córkach. Czasem się przeglądam jak w lustrze, a czasem się zastanawiam – „po kim to?”. Choć zawsze trzeba mieć z tyłu głowy oddziaływanie środowiska zewnętrznego – właściwie to rówieśniczego, gdyż ma największe znaczenie (szczególnie, jeśli dzieci uczęszczają regularnie do żłobka czy przedszkola). Cieszę się, że mogę zostawić swoim dzieciom pamiątkę w postaci zapisanych wspomnień, nagrań i zdjęć. Mi pozostały częściowo kolorowe, częściowo czarno-białe fotografie. Zgadzam się z Tobą, że bez względu na treść naszej historii, która jest istotnym elementem tożsamości osobowej, warto ją poznawać.