Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałam o rodzicielstwie bliskości, to miałam w sobie ciekawość na to, co mogę zrobić „więcej” dla moich córek. „Więcej” dla naszej relacji, dla wzmocnienia naszych więzi. Była we mnie taka myśl – pierwsze skojarzenie – że bycie blisko może być ważnym zasobem, który gdzieś tam w moich córkach będzie się formował na kształt fundamentu. A mi przecież zależy na warunkach ich – szeroko rozumianego – rozwoju.
Równocześnie jednak wydawało mi się, że rodzicielstwo bliskości oznacza wyłącznie konkretne zachowania i sposoby spędzania czasu z dziećmi, jak np. chustowanie, karmienie piersią, spanie z dzieckiem. Dorzuciłabym jeszcze edukację domową, bycie eko i może nawet wielopieluchowanie 😉 (taka wisienka na torcie bycia blisko swojego dziecka).
Moja pierwsza córka nie lubiła chustowania ze mną, po jakimś czasie nie mogła już być karmiona moim mlekiem, spała w swoim łóżeczku. Na edukację domową się u nas nie zanosi, wielopieluchowania nie spróbowaliśmy, ale eko staramy się być i czasem nam całkiem wychodzi.
Spotkałam się także z innym spojrzeniem na rodzicielstwo bliskości, że to tak naprawdę stawianie dziecka na piedestale. To miałaby być samowolka, a w konsekwencji np. świadomego wyboru niestosowania kar i nagród – kompletny chaos w rodzinie. A dziecko „przecież musi znać swoje miejsce w szeregu, wiedzieć kto tu rządzi”. Zapaliła mi się czerwona lampka – „miejsce w szeregu”? „kto tu rządzi”? Pomyślałam, że to mi się zupełnie nie zgadza z tym, o czym jestem przekonana. A wierzę w to, że rodzina to system, że wzajemnie na siebie oddziałujemy, że jesteśmy dla siebie na tyle ważni, że wiele rzeczy niesiemy przez pokolenia, a niektóre zostają z nami i w nas na zawsze.
Chcę zaznaczyć, że nie jestem ekspertem od rodzicielstwa bliskości. Raczkuję sobie w tym temacie. Dzielę się swoim rodzicielskim doświadczeniem, chcąc zwrócić uwagę na niektóre aspekty, które wydają mi się cenne do „puszczenia dalej”.
Moja pierworodna jest bardzo energicznym dzieckiem. Kiedy piszę o energii, to mam na myśli niewyczerpującą się baterię! Myślałam, że jej zachowania bywają dla mnie trudne:
Okazało się, że to moje niektóre pomysły na zareagowanie (a czasem i moje reakcje) są dla mnie trudne do akceptacji i/lub zmiany. W tym kontekście bardzo ważny jest dla mnie fragment Dziecka z bliska A. Stein: „Kiedy dorośli koncentrują się na kłopotliwym dla nich zachowaniu, umykają ich uwadze rzeczywiste potrzeby dziecka, przez co dochodzi do sytuacji błędnego koła. Im dziecko bardziej jest zdenerwowane i czuje dodatkowo zdenerwowanie i irytację dorosłych, tym bardziej potrzebuje sobie w jakiś sposób pomóc. (…) pierwszą rzeczą, którą warto zrobić w chwilach, gdy rodzice spotykają się z powtarzającym się uporczywie zachowaniem dziecka, którego nie chcą i z którym nie mogą sobie poradzić, jest próba spojrzenia na to zachowanie jako na strategię służącą regulacji napięcia. A kiedy dziecko w jakiś trudny sposób zaczyna radzić sobie z napięciem, można zacząć od zignorowania objawu i zajęcia się całym dzieckiem”.
Ciekawym odkryciem dla mnie (i o mnie) było to, że posiadanie jakiejś wiedzy o rozwoju dzieci, wieloletnia praktyka pracy z dziećmi w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami nie oznacza wcale, że jako rodzic zrobię „lepiej”. Dynamika życia rodzinnego uczy człowieka pokory i zachęca do dystansu.
„Wyluzuj, wyluzuj, wyluzuj” (Workbook rodzicielski, A. Stein). Nie zawsze potrafię wyluzować „na zawołanie”, ale samo zdawanie sobie sprawy z tego, że można odpuścić to, co zbędne jest już wspierające na tyle, że nie czuję wielu trudności. Jest po prostu łatwiej, gdy skupiam się tym, że moja starsza córka ma potrzeby, które chce zaspokoić, że znajduje przystępne dla siebie strategie radzenia sobie z napięciem. I potrzebuje mojego pokierowania, towarzyszenia. Potrzebuje, żebym była blisko jej ważnych spraw, żebym się poprzyglądała – także sobie i swoim emocjom, swoim strategiom.
Nie ma magicznej różdżki w postaci konkretnej kary czy nagrody, która sprawi, że moja córka będzie się zachowywała w danej chwili tak, jak ja tego chcę czy otoczenie tego oczekuje. Możemy razem pracować nad naszą relacją, która – głęboko wierzę – zbierze owoce.
Fajnie byłoby w przyszłości je wspólnie oglądać.
Komentarze
Długo obserwuję Twój blog, ale nie miałam jeszcze możliwości? odwagi? napisać. Temat rodzicielstwa bliskości jest mi bardzo bliski – również mam małą córeczkę i mam bardzo podobne do Twoich zagwozdki. Czasem szybko się denerwuję – szczególnie wtedy, gdy córka nie wykonuje poleceń, o które ją proszę. Myślę, że dla nas rodziców po 30 roku życia wychowanie bliskości może być trudne – ja np.: często porównuję moje wychowanie do tego, jak wychowywali mnie rodzice – i tak: nie zjadłaś obiadu = nie będzie słodyczy, ani innego jedzenia do kolacji, nie wyszłaś z huśtawki albo hamaka = nie wyjdziesz następnym razem i wiele innych. Czasem zapominam, że czasy są inne, że możliwości są inne. Pamiętajmy – każde z naszych dzieci jest inne. Jedno potrzebuje więcej czasu, by chodzić, inne mniej, jedno potrzebuje wybiegania i wyskakania – inne woli książki. Pozwólmy im realizować się, w końcu ten czas już się nie wróci. Zerknij na swoje dziecko dzisiaj przez chwilę, a na koniec pomyśl, że ta chwila obserwacji już nie wróci… nie warto się denerwować. Popieram Twoją radę – wyluzuj.
Pozdrawiam Cię
Bianca, dziękuję za Twoje słowa. Być może się mylę, ale mam przekonanie, że na rodzicielstwo bliskości nie jest za późno. Biorąc pod uwagę rozwój człowieka (nie tylko dziecka!) jakość tego rodzicielstwa bliskości będzie inna i trudy pewnie go nie opuszczą 😉 A najwięcej zrozumiemy, gdy już swoje maluchy odchowamy 😉 Myślę, że obraz domu rodziny pochodzenia jest bardzo ważny dla naszego własnego rodzicielstwa. Nie tylko chodzi o porównywanie, ale o pewne „wdrukowane” treści, wyuczone sposoby reagowania, przejęte sposoby rozwiązywania problemów itd. To jest w nas zakorzenione i stanowi część naszej tożsamości. Wydaje mi się też, że samo porównywanie wychowywania przez naszych rodziców jest trudne, bo tak jak zauważasz – czasy są inne (a w raz z nimi świadomość pewnych spraw, możliwości). Fajnie, że podkreślasz inność naszych dzieci – każde jest wyjątkowe i warto dać im możliwości do tego, żeby mogły w pełni rozwinąć swoje skrzydła. Pozdrawiam serdecznie!