Strona główna » Bliżej rodziców » Rodzice są ekspertami od własnych dzieci
To zdanie rodzice powinni słyszeć na wstępie przekraczania progu gabinetów specjalistycznych. Bardzo lubię mówić o tym, że rodzice są ekspertami od własnych dzieci, że są ekspertami od swojej rodziny. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych może to brzmieć dość podejrzanie. W końcu – jeśli mam być ekspertem od własnego dziecka, to po co mi inny specjalista? 😉 Czasem może być też tak, że rodzina niestety nie jest dla dziecka miejscem, w którym może ono czuć się bezpiecznie i prawidłowo rozwijać. Jednak to nie oznacza, że nie ma w niej zasobów.
W systemowym spojrzeniu na rodzinę zakłada się, że tworzy ona niepowtarzalną jakość. Wszyscy jej członkowie wzajemnie na siebie oddziałują. Dany system jest jedyny w swoim rodzaju i nie da się go odtworzyć w innej rodzinie. To, co dzieje się w naszych domach – mimo podobnych wzlotów i upadków – jest różne, inne. Powiedziałabym nawet, że jest wyjątkowe. System rodzinny ma też szczególną zdolność dążenia do osiągania pewnej równowagi.
Specjalista, który jest profesjonalnie przygotowany do pracy z rodzinami ma odpowiednie narzędzia ku temu, by pomagać i wspierać zgłaszające się do niego osoby. Przede wszystkim jednak, potrafi on w umiejętny sposób zadawać pytania. Uważnie słuchać, przyglądać się zachowaniom, wyłapywać to, co być może nie do końca jest dla rodziny widoczne. Potrafi także skłaniać do przyjmowania innej perspektywy, do rozmawiania o zaprowadzeniu pewnych ważnych zmian. Jednak nie byłby on w stanie udzielać fachowej pomocy czy udzielać profesjonalnego wsparcia, gdyby rodzina nie odpowiedziała mu na zadawane pytania.
Czasem jest tak właśnie dlatego, że wiemy o niej całkiem sporo i jednocześnie nie do końca mamy pojęcie, co zmienić, jak dokonać zmiany, w jaki sposób zadbać o siebie w rodzinie czy o relacje między poszczególnymi jej członkami. Niejednokrotnie nie wiemy też, co zrobić, aby wybaczyć i jak być ze sobą blisko, mimo ran.
Jest też inna kwestia. Trzeba przyznać, że my jako rodzice często siebie nie doceniamy. Dowalamy sobie przy pierwszej lepszej okazji (lub robią to inni wokół). Nie daj Boże, nasze dziecko opluje spódnicę cioci, położy się w sklepie na podłodze, kopnie rodzeństwo (nie, nie raz) w towarzystwie i już pojawiają się myśli: „co robię źle? Bo z pewnością robię coś źle”; „nie radzę sobie z własnym dzieckiem, więc najpewniej nie nadaję się na rodzica”. Być może zależy nam na tym, aby życie rodzinne było niezachwiane, bezkonfliktowe, bez większych trudności. Właściwie to chyba całkiem normalne, że chcemy, żeby było dobrze nam i naszym dzieciom 😉 Jednak rzeczywistość jest nieco inna, a rozwój, to też w pewnym sensie ból. Nie da się go wyeliminować z życia rodzinnego.
Chciałabym, żeby rodzice mieli do siebie więcej zaufania i rzeczywiście czuli, że dziecko jest ICH. Gdy zgłaszają się po pomoc, czasem bezrefleksyjnie przyjmują zasugerowane wskazówki. A na „kozetce” chodzi o to, aby porozmawiać, wspólnie poszukać odpowiedzi na pojawiające się pytania. W moim przekonaniu ta kozetka powinna być wyrazem troski i ogromnym zasobem dla rodziny – że potrafi ona dzielić się swoją ekspercką wiedzą z innymi specjalistami. Żeby szukać razem odpowiedniej drogi, warto nauczyć się prosić o pomoc. Żeby tej pomocy udzielić, trzeba nauczyć się słuchać.
Podczas kursu terapii dzieci i młodzieży, w którym uczestniczę, prowadzący zajęcia – psychoterapeuta – opowiedział nam piękną rzecz. Kiedy zdarzają się takie sytuacje, w których do specjalisty zgłaszają się rodzice chcący „naprawić” swoje dziecko, to zazwyczaj przychodzą w takim poczuciu, że ten specjalista rzeczywiście je naprawi. W końcu skończył właściwy kierunek studiów, specjalistyczne kursy, odpowiednie szkolenia, czytał wiele mądrych książek. Ostatecznie wycenił swoją usługę, więc chyba wie, co robi. I on – prowadzący – odpowiedziałby takim rodzicom, że owszem, wszystko się zgadza: studiował, czytał, nadal czyta, ale w żadnej z tych książek nie ma nic o ich Jasiu. To bardzo mocno zarezonowało z moim przeświadczeniem, które w sobie noszę. Mianowicie chodzi o moje przekonanie, że rodzice są ekspertami od swoich dzieci i nie powinni bać się wyrażać swoich wątpliwości. A znam takich rodziców, którym tak bardzo zależy na dobru rodziny i dziecka, że boją się odezwać, nie chcąc czegoś – brzydko mówiąc – spieprzyć.
Chciałabym też podkreślić, że nawet wtedy, kiedy specjalista proponuje nam różne możliwości i my decydujemy się na jakieś z nich, widząc w tym tzw. złote rozwiązanie, czujemy przecież czy to się u nas sprawdzi, czy damy radę coś rzeczywiście zmienić. Ta wiedza i wewnętrzne poczucie stanowią element naszych zasobów. Czyli tego wszystkiego, co pomaga nam działać, zmieniać i tego, co nas wspiera w różnych trudnościach. Jestem też przekonana o tym, że nawet wiedza o tym, że czegoś nie wiemy jest cennym zasobem. Dlaczego? Bo wiem, jak daleko mogę dokądś dojść, kiedy pojawia się granica, kiedy potrzebuję innej bliskiej mi osoby dorosłej, aby mnie wsparła. To, że nie umiem lub nie wiem, też jest ważną informacją, która coś do mnie (i o mnie) mówi.
Chciałabym też, aby specjaliści byli otwarci i potrafili stworzyć rodzinie atmosferę wspólnej podróży w rodzicielstwie i przez rodzicielstwo. Bo, według mnie, rodzicielstwo jest niepowtarzalną drogą rozwoju, w której chodzi nie tylko o dzieci, ale i o dorosłych.
Komentarze
Dziękuję, potrzebowałam takich słów tu i teraz.
Weronika, cieszę się, że w opublikowanym przeze mnie wpisie, znalazłaś jakieś ważne dla siebie treści (na tu i teraz). Pozdrawiam ciepło!