Strona główna » Bliżej rodziców » Jak to jest być mamą dwóch córek?
Pamiętam, że we wpisie: „Jak to będzie, gdy urodzi się Róża?” obiecywałam dać znać „jak to rzeczywiście będzie” najpóźniej do zeszłego roku 😉 Cisza w tym temacie mówi wiele. Gdy pojawia się rodzeństwo, w życiu rodziny wszystko się zmienia. U nas było podobnie.
Kiedy moja druga córka (a trzecie dziecko) przyszła na świat, poczułam ulgę. I nie chodzi o to, że poczułam się lżejsza na wadze. Po prostu to jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy: „jest już z nami nasza wyczekana córeczka, o którą tak bardzo się baliśmy, mając za sobą bolesne doświadczenie straty”. Była taka piękna i taka cichutka podczas pobytu w szpitalu. Jednocześnie przypominam sobie ogromną tęsknotę za Hanką. Byłam rozdarta i nie wiem, czy jestem w stanie opisać ten stan. Gdy Hania odwiedziła Różę, to czytałam z jej twarzy zaciekawienie, zdziwienie, zmieszanie. Nie tylko o widok dzidziusia chodziło. Nagle zobaczyła mamę, która leży na łóżku szpitalnym, którą boli rana po cięciu cesarskim, która karmi blisko siebie małego człowieczka. Poszłam za wszystkimi poradnikami i zdecydowałam się na kupienie prezentu. Hania otrzymała „prezent od Róży” – zestaw magicznej wróżki. Oczywiście wszystko we wściekle różowym kolorze i to był strzał w dziesiątkę.
Po powrocie ze szpitala Hania bardzo pomagała. Chciała we wszystkim uczestniczyć, przypatrywała się, oswajała. Nie miałam żadnego problemu z wyjaśnieniem jej, czemu musimy być cichutko, kiedy dzidziuś śpi. I ta sielanka trwała dalej. Nie mogłam w to uwierzyć. Moja wysoko wrażliwa Hania? Starałam się być czujna, chciałam dostrzec jakiś moment, w którym Hania będzie chciała odreagować pojawienie się nowego członka rodziny. Przecież to cholerna zmiana! Do tej pory była najważniejsza, jedyna… i to się skończyło. Równolegle towarzyszyło mi wspomnienie, kiedy ja zostałam starszą siostrą i mimo wieku 5 lat nie rozumiałam, czemu nagle wszystko nie kręci się wokół mnie. Hania miała 2,5 roku w momencie pojawienia się Róży po drugiej stronie brzucha. Sielanka się skończyła, nadeszły kompletnie nieprzespane noce. Właściwie nadal się zdarzają, choć częściej po x pobudkach wstajemy ostatecznie koło 04:00, nie robiąc sobie nadziei, że wstaniemy o 05:00 😉
Dopóki Róża się nie przemieszczała samodzielnie, nie podbierała zabawek Hani, to było OK. Nawet pojawiały się chwile, w których ja po prostu chciałam być tylko z Hanką, dać jej siebie w 100%, podziękować za takie przyjęcie nowego domownika, sąsiadki zza ściany. Bo Hania potrafiła przespać całą noc, mimo nieutulonego płaczu Róży, którego nie sposób nie usłyszeć. Hania powtarzała, że kocha siostrę, że się będzie nią opiekować. Boże! Dziękuję Ci za wysoką wrażliwość. W przypadku Hani okazało się, że ona wykorzystała swoje zasoby, bo stworzyliśmy jej do tego sprzyjające warunki. Wykorzystała swoją czujność, spostrzegawczość, opiekuńczość, troskę. I miała z tego przyjemność.
Bo nie wiem, czy wiecie, ale w temacie rodzeństwa pojawia się często taka rzecz: dzieci „walczą” o miłość rodziców. Nie chcą dotychczasowej uwagi stracić, nie chcą przestać być kochane, nie chcą przestać być ważne. Czasem, mimo zapewnień, dzieci nie wiedzą, czy przypadkiem nie nadejdzie kolejna zmiana, skoro już pojawiło się jakieś nowe dziecko? Co, jak będzie „niegrzeczne”, co jak rodzice nakrzyczą, co jak „nabroi”? To rodzi wiele napięcia. Zauważcie, że oprócz zmian: nowa/nieznana osoba, nowe przedmioty w mieszkaniu (a czasem nowe mieszkanie!), nowa codzienna rutyna, przychodzą też zmiany związane z rozwojem tego pierwszego dziecka (emocjonalne, poznawcze, relacyjne), pojawiają się nowe sytuacje: trzeba poczekać, trzeba wytrzymać, trzeba zrozumieć, trzeba się podzielić (z czego tu zaznaczam, że dzielić się nie trzeba i o tym jeszcze będę pisać!). Poza tym – jest jeszcze takie złudzenie, że to pierwsze dziecko jest takie duże, dojrzałe i „powinno wszystko wiedzieć”. Ono nadal jest małe i ma do tego prawo… . Głowa może rozboleć od samego myślenia na temat zmian (bo jeszcze zmiana w systemie rodzinnym, w podsystemie małżeńskim itd.).
Hania skończy w czerwcu 4 latka a Róża 1,5. Są zupełnie inne, chociaż łączy je wrażliwość. Nie wiem jeszcze czy wysoka w przypadku Róży (chociaż już chodzi w skarpetkach wywiniętych na lewą stronę). Jeśli tak, to mój mąż, a ich ojciec będzie miał wesołe ww trio 😉 Widzę jak tworzy się między nimi relacja, jak są dla siebie ważne. Teraz mierzymy się z typowymi sytuacjami: „Mamo, a czy jeśli powiedziałaś do Róży ‘kochanie’, to znaczy, że mnie nie kochasz?”, „Mamo, a jeśli dałaś jej nową zabawkę, to dla mnie też coś masz?”. Ale wszystkie pożary udaje nam się gasić. I tak je sobie obserwuję. Chciałabym, żeby mogły w przyszłości na siebie liczyć. Cieszę się, że je mam i że starania o kolejne dziecko są za nami, że ten temat jest zamknięty. Przynajmniej takie ustalenia są między mną a moim mężem. Nie wiem co na to Siła Wyższa. Mam też nadzieję, że Leon im czasem towarzyszy w tych zabawach i piskach o maskotkę, że jest przy nas, kiedy siedzimy we czwórkę w salonie.
Jeśli mogłabym powiedzieć coś na koniec do rodziców dwójki dzieci, to patrzcie na każde z nich osobno, zobaczcie w nich indywidualność. Bo dzieciaki są wyjątkowe. Trudno to czasem ogarnąć, ale na koniec dnia (zanim człowiek zda sobie sprawę, że nie prześpi nocy) pojawia się uczucie spełnienia, uczucie wdzięczności za dzieci, za rodzinę… .
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Komentarze
Bycie mamą to powołanie, które jest wymarzone, ale i ciężką pracą zdobywane. Każdy dzień jest nowy, dający nowe możliwości, szanse, ale również trudne pytania i sytuacje. Ja również mam dni sielankowe z moją trójką dzieci, z których się bardzo cieszę i dają mi energię na te bardziej wymagające chwile. Wiem, że samej byłoby mi ciężko każdego dnia „ogarniać” rzeczywistość (dziękuję za męża i babcię), spełniać potrzeby wszystkich domowników, rozwiązywać wszelkie problemy. Pamiętam, że najstarsza córka też była swoim średnim bratem zainteresowana, i fakt… Jak zaczął się przemieszczać to się zaczęło więcej trudności („lubiła” go popchnąć czy krzyknąć do ucha). Teraz przy najmłodszym bardzo się zmieniła, troszczy się o swoich braci, ale trzeba było wiele rozmów i poświęcania czasu tylko dla niej, żeby wiedziała i czuła, że ją cały czas mocno kochamy 😊 a zabawkami dzielą się wtedy, gdy sami chcą – choć tak, dla mnie to trudne 😅 szczególnie, gdy chcę mieć względny spokój.
Dziękuję za Twój komentarz. Myślę, że ten „względny spokój”, o którym piszesz, jest bardzo ważny. Bo jak nie czujemy się w równowadze (choć przez równowagę nie mam na myśli jakiegoś stanu idealnego), to nie jest łatwo przejść przez codzienne sprawy i jeszcze „ogarniać” (to słowo mieści w sobie wszystko, podobnie jak – „załatwiać”) swoje dzieci i sprawy między nimi. Miło jest czytać, że masz doświadczenie „dni sielankowych”, że czerpiesz ze swojego doświadczenia bycia mamą dla trójki dzieci; że praktykujesz wdzięczność. A zmiana u najstarszej córki, o której wspominasz, też jest ważna i warta uwagi. Mając dzieci w domu możemy obserwować jak budują relacje, jak się zmieniają w tych relacjach, co one im dają. Dla mnie też bywa trudne, gdy dzieci są w chwilowym konflikcie, ale bardziej skupiam się na „chwilowym”. I ta perspektywa często mnie wspiera. Pozdrawiam ciepło 🙂
Również jestem mamą dwóch cudownych córek. Starsza ma 2,5 roku, młodsza 8 miesięcy. O początek po porodzie bardzo się bałam. W końcu co innego jak siostrzyczka jest w brzuchu mamy, a co innego jak nowy członek rodziny pojawia się w domu. Ale tak jak Pani napisała powyżej – starsza dużo obserwowała jak się zajmuję młodszą i była bardzo chętna do pomagania. Ale to wymagało dużo rozmów przed porodem, jak i po porodzie. Teraz zaczynają się pierwsze ‚akcje’, bo młodsza zaczęła być mobilna. Ale tylko spokój i rozmowa ugaszają te ‚małe pożary’. Uczymy się cały czas siebie nawzajem. I codziennie mnie czymś dziewczyny zaskakują. Macierzyństwo jest trudne, cholernie trudne. Ale i zarazem piękne za co nie zamieniłabym na nic. Pozdrawiam serdecznie i samych kolorowych chwil życzę!
Asia, dziękuję za podzielenie się Twoim doświadczeniem w tym miejscu. To wspierające bardzo, kiedy można dowiedzieć się od drugiej mamy, że też przeżywa różne trudności, ale i że z nich wychodzi, że czerpie coś dobrego z rodzicielstwa. Mam podobne przemyślenia (i codzienność z dziećmi). Biorę sobie ten fragment o uczeniu się siebie nawzajem. Czasem czuję się jak uczennica moich córek… i pokornieję. Ale ta pokora wzbogaca, ukazuje różne obszary, które wymagają ode mnie jakiejś odpowiedzi. Nic mnie tak nie rozwija, jak własne rodzicielstwo. I mimo tych wielu trudów – jestem wdzięczna za możliwość bycia matką (tu i Tam). Pozdrawiam ciepło i serdecznie dziękuję za życzenia! Dużo dobra! 🙂
Starsza niecałe dwa lata, młodsza pół roku.
Dużo widzę w Twojej opowieści podobieństw do naszej sytuacji.
Agnieszka, dziękuję za Twój komentarz. Cieszę się, że odnalazłaś w moim świecie kawałek swojego, że jest coś wspólnego. Myślę sobie, że to właśnie tworzy wspólnoty – nić porozumienia, coś bliskiego. Pozdrawiam serdecznie! 🙂