Strona główna » Bliżej rodziców » Gdy masz dość swojego dziecka…
Podobno zdarzają się takie sytuacje, w których ma się ochotę wyjść z domu, zamknąć za sobą drzwi i wyruszyć w nieznane. Wystarczyłoby nawet posiedzieć w szczerym polu i pogapić się to tu, to tam. Ja takich sytuacji nie znam. Wiem tylko, że czasem chcę wyjść z siebie i stanąć obok (ale tylko dlatego, by mieć dobre towarzystwo – można byłoby nawet stuknąć się lampką winą, chociaż brakowałoby trzeciej dorosłej osoby do pilnowania dzieci). Oczywiście żartuję 😉
Wychowywanie dzieci jest związane z odpowiedzialnością (za swoje dorosłe reakcje!). Bywa trudno, czasem smutno, czasem wściekle. Bywa (…). To nie oznacza, że tak będą wyglądały wszystkie dni rodzicielstwa. W nim też nie chodzi o to, by celebrować chwile umęczenia. Chociaż miło jest poczytać na rodzicielskich blogach, że inni też tak mają i się z tego śmieją. Dziękuję za moje poczucie humoru, które bywa w naszej rodzinie grubą deską ratunku. Śmiejemy się głównie z samych siebie, z naszej bezradności w niektórych sytuacjach.
Jedną z takich sytuacji był dzień, w którym zostałam w domu sama z dziećmi – tuż po porodzie, obolała, w piżamie, bez obiadu (spokojnie, śniadania też wtedy nie zjadłam). Zamówiłam więc sobie bezglutenowy placek z sosem meksykańskim (bo też atmosfera w domu była iście meksykańska). Placek przyjechał wtedy, gdy karmiłam młodszą córkę, a starsza chciała koniecznie pójść ze mną do toalety. OK – przeżyłam (dostawca również).
Gdy młodsza zasnęła, starsza zajęła się zabawą w swoim pokoju, a mój placek zdążył kompletnie wystygnąć, postanowiłam usiąść na łóżku (jak księżna pani, a nie jak człowiek przy stole – tam stoi stolnica z plasteliną i foremkami córki, a druga połowa stołu magazynuje pranie), stało się to, co zwykle dzieje się, gdy chce się wypić ciepłą kawę, a przy odrobinie szczęścia pije się zimną…
Bezglutenowy placek po meksykańsku z wielką gracją runął na podłogę. Czerwone były: podłoga, ściana, drzwi do garderoby, łóżko (pościel, obicie), moje nogi, klapki, stolik, kable, okulary, pilot (tak, miałam pomysł, że zjem nie twarzą do ściany a do włączonego telewizora). W takich chwilach ciśnie się wiele słów na usta (chociaż może jest jedno, które szczególnie ciśnie się Polakom, ale go nie wypowiedziałam). Po prostu się zaśmiałam. I to był gwóźdź do mojej rodzicielskiej trumny, bo starsza przybiegła, a młodsza się obudziła. Ja – nadal głodna, bez obiadu + sprzątanie gratis. OK – przeżyłam (dzieci również).
Rodzicu, masz prawo mieć dość. Nawet z tego prawa skorzystasz nie raz. W trudnych momentach rodzice często mówią, że mają dość swoich dzieci. A chyba nie o dzieci chodzi, tylko przede wszystkim o:
Myślniki mogą się mnożyć. Jednak cały czas uważam, że rodzice tak naprawdę nie mają dość swoich dzieci. Wierzę, że moje córki nie chciały, żeby mama chodziła głodna przez pół dnia, żeby cholerny bezglutenowy placek po meksykańsku rozgościł się bezczelnie w sypialni. Może nie zorganizowałam sobie odpowiednio dnia, może nie byłam gotowa na mini huragan, który się przetoczył po narodzeniu drugiej córki, może nie poprosiłam tego dnia o pomoc, a może nie miałam kogo. Może (…).
Warto szukać sposobów na odreagowanie stresu, na wybicie się z jazdy bez trzymanki pt. „mam pecha, ten dzień będzie na pewno zły, to się nie dzieje naprawdę, zaraz mnie wywiozą” 😉 Czasem potrzeba trochę zatęsknić za dzieciakami i domem (czytaj: zmienić na chwilę otoczenie, nabrać dystansu, przewietrzyć głowę). Oczywiście, żeby móc się pośmiać w trudnych chwilach, trzeba odespać, coś zjeść czy mieć danego dnia pomoc ze strony bliskiej osoby. W końcu do wyluzowania potrzebne są odpowiednie warunki. Dlatego dbajmy o siebie, dbajmy o minimum, które pozwoli nam przestać myśleć, że mamy dość naszych dzieci. Pozwólmy też innym o nas zadbać. I rozmawiajmy wspólnie o tym, czego nam potrzeba, żeby w rodzinie było zdrowo. To ważne zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci.
Komentarze
Jestem z nimi, przy nich, dla nich. Myślę – nie wystarczam, powinnam być lepsza (taka, taka, taka… i taka). Mąż z boku widzi, że jestem dobra, cierpliwa itp., wystarczam (nie znam lepszego słowa). Ach, przecież nie ma ideałów. Tak bardzo nie chcę moich dzieci zawieść, że czegoś ze mnie im zabrakło. Najważniejsze jestem, prawda. Ps. Mama trójki.
Wielu rodziców stara się doścignąć jakiś (bliżej nieokreślony) ideał. A tak jak Pani zauważa – nie ma ideałów. Czy warto starać się być lepszym? Myślę, że tak. Warto przecież być bliżej swoich dzieci (dostępnym fizycznie, dostępnym emocjonalnie). Należy jednak wystrzegać się „katowania” w postaci wyrzutów – „powinnam jeszcze”, „powinnam bardziej”. Ważne jest tu i teraz z dziećmi. Wydaje mi się, że gdyby zapytać nasze dzieciaki jak im z nami jest, to wcale tak wiele nie dorzuciłyby do tego „powinnaś”. Mamo trójki – jesteś z nimi, przy nich, dla nich! To fundament na całe ich przyszłe dorosłe życie. Pozdrawiam serdecznie!
Fakt, człowiek nie ma dość swojego dziecka. Ma dość niezaspokojonych podstawowych potrzeb. Warto się nad tym zastanowić, szczególnie gdy ma się człowiek odezwać do swojego dziecka w trudnej dla nas rodziców sytuacji. Pamiętam, że raz miałam taką sytuację, że miałam dosyć wszystkiego, byłam mega zmęczona. I powiedziałam na głos w „próżnię” w kuchni, że „mam was wszystkich dosyć, że chcę być sama”. Moja Zuzia jeszcze tego samego dnia odpowiedziała mi dokładnie to samo, gdy się bawiła w swoim pokoju. Wtedy boleśnie zrozumiałam, że to nie dzieci miałam dosyć, a własnego zmęczenia i bezradności. A swoje dzieci kocham najmocniej w świecie! ♥️
Weronika, myślę sobie, że samo stwierdzenie: „mam dość”, nie jest takie złe. Można przecież mieć dość. Nasze dzieci czasem mogą mieć czegoś dość. Fajnie, gdy w rodzinie można artykułować swoje potrzeby, swoje zmęczenie czy chwilową frustrację lub poczucie beznadziei. Dzieci uczą się w pierwszej kolejności od swoich rodziców, o co chodzi w tym „mam dość”. Według mnie to: ludzkie, życiowe, normalne, prawdziwe. Nazwij jak uważasz. Warto jednak mieć z tyłu głowy, że tak naprawdę nie mamy dość naszych dzieci. Wierzę, że Twoje dzieci też kochają Cię najmocniej na świecie! PS cudne są ♥️
Bardzo prawdziwe…. I niezwykle trafne. Jak bym o sobie czytała🙃😉
Ale… ja jestem już kilka lat później i pocieszająco powiem: to mija, zaskakująco szybko. Ale, że życie nie znosi pustki, to zaraz pojawiają się nowe atrakcje😋 Ale one już pozwalają na zjedzenie śniadania😆😅
Ja już teraz odczuwam to, że mija. Do wielu sytuacji wracam z uśmiechem, co by wskazywało na to, że nie były takie „nie do zniesienia”. Dystans i odrobina poczucia humoru pozwalają mi na inne reakcje przy podobnych sytuacjach. I chociaż rodzicielski koniec świata można przeżywać wiele razy w ciągu dnia, to przecież świat tak naprawdę się nie kończy. I nawet całkiem dobre śniadanie się czasem trafi 😉