Strona główna » Bliżej rodziców » Czego można nauczyć się w Szkole Rodzenia?
Aby móc poznać odpowiedź na to pytanie, postanowiłam porozmawiać z Wiolettą Przenniak-Cołtą* na temat znaczenia szkoły rodzenia w życiu przyszłych rodziców. Chociaż muszę przyznać, że wolę ich po prostu nazywać rodzicami, bo przecież dziecko już jest, tylko że po drugiej stronie brzucha 😉 Ja również uczestniczyłam w szkole rodzenia razem ze swoim mężem. I to doświadczenie było dla nas ważne z wielu powodów. Spodziewaliśmy się naszego pierwszego dziecka, byliśmy ciekawi, czy dowiemy się czegoś, co nas na przykład zaskoczy… .
Mnie zaskoczyło to, że podczas zajęć unikałam momentu, w którym pod moją opiekę miałaby trafić lalka udająca małe dziecko. Nie umiałam się jakoś przestawić, że to pewnego rodzaju doświadczenie i element integracyjny grupy „świeżaków”. Miałam też w sobie niechęć do wykonywania różnych ćwiczeń, jak np. czynności pielęgnacyjnych. Czułam na sobie wzrok innych – „uda się jej, czy nie uda?”, „umie zmienić pieluchę, czy nie umie?”. Z perspektywy czasu się z tego śmieję, ale też bardziej rozumiem swoje myśli i emocje, które wówczas mi towarzyszyły. Wszystko było takie pierwsze, nowe. Najzwyczajniej w świecie człowiek nie chciał niczego spieprzyć. Chciał być idealnym rodzicem. W tym miejscu chwila ciszy dla wszystkich tych, którzy wyobrażają sobie idealne rodzicielstwo 😉 Rozmowa z Wiolettą jest dla mnie ważna. To ona współprowadziła zajęcia w szkole, w której byłam razem ze swoim mężem. Ciekawie jest móc wspólnie wrócić do tematu przygotowywania się do roli rodzica.
Myślę, że rodzić to się nie da nauczyć, ale wiedza o przebiegu porodu, symptomach przepowiadających poród lub sytuacjach, w których należy udać się do szpitala jest ważna. Daje to z pewnością jakieś wyobrażenie, więcej spokoju i bezpieczeństwa, bo możemy szybciej i w porę zadziałać, albo wręcz przeciwnie – nie wpadać w panikę, chociażby w sytuacji, gdy odejdzie czop śluzowy. Możemy też sporo dowiedzieć się o roli, o sposobach zmniejszania bólu porodowego, dzięki czemu lepiej go znosić i korzystać z możliwości, które daje już nasze własne ciało, czyli pozycje wertykalne.
Mężczyźni obecnie odgrywają ogromną rolę, a czas pandemii i związany z nim ograniczony dostęp do porodów rodzinnych dał temu niezwykłe dowody. Mężczyzna dziś jest dla wielu kobiet ostoją bezpieczeństwa. To on dodaje wiary we własne siły, kobiety często liczą i tak się też często okazuje, że jego wsparcie jest bezcenne. Stale odbieramy telefony z pytaniami „czy partner może uczestniczyć w zajęciach szkoły rodzenia i czy będzie mógł być przy porodzie?”.
Dlatego też w szkole rodzenia mężczyzna może przybliżyć sobie tematy porodu, laktacji, pielęgnacji noworodka, a dzięki temu skuteczniej i odważniej wspierać swoją partnerkę.
Niestety, choć rzadziej według mnie, zdarza się, że mężczyźni wybierają się na porodówkę nie z własnej wewnętrznej potrzeby lecz podążają za modą, za chęcią przeżycia kolejnej przygody, którą będzie można się pochwalić w otoczeniu. Wtedy towarzyszenie może wiązać się z rozczarowaniem dla obydwu stron. To przecież bardzo intymne chwile, których bliskość, zaufanie i troska mają ogromne znaczenie.
Dlatego czas w szkole rodzenia może być początkiem rozmów między rodzicami o swoich oczekiwaniach, wyobrażeniach i możliwościach. To pomaga podjąć decyzje o rodzinnym porodzie w zgodzie ze sobą, daje więcej elastyczności. Oprócz wsparcia emocjonalnego partner w szkole rodzenia dowiaduje się jak logistycznie, konkretnie może wspierać swoją partnerkę, np. właściwy masaż, ucisk w trakcie porodu, podawanie wody, podnóżka czy dziecka do nocnych karmień, wspieranie jej w połogu, w powrocie do formy.
Oprócz tego, o czym powiedziałam na początku naszej rozmowy, to myślę, że mogą lepiej przygotować się na połóg, wiedzieć jak pielęgnować rany poporodowe, jak szybko wdrożyć ćwiczenia w trosce o mięśnie dna miednicy, jak zadbać o swój komfort i otworzyć się na przyjmowanie wsparcia ze strony rodziny, czy to w sprzątaniu, czy przygotowaniu posiłków.
Ponadto – temat laktacji jest całkiem nowy. Działanie w sytuacji nawału czy innych trudnych sytuacjach dobrze jednak przyswoić i poznać szkodliwe stereotypy i właściwe działania. Wisienką na torcie jest możliwość przećwiczenia pielęgnacji noworodka, czyli ćwiczenia na lalce. Ubieranie, kąpiel i przewijanie noworodka czy pielęgnacja pupy noworodka są naprawdę niezłym wyzwaniem. Przećwiczenie dodaje odwagi, pewności i wiary we własne umiejętności na początku macierzyństwa. Do tego jeszcze dawka inspiracji – co poczytać, czyich webinariów posłuchać. Każdy w naszej szkole usłyszy nazwisko Agnieszki Stein i być może sięgnie do książki „Dziecko z bliska”. I to już może być nowa jakość relacji z dziećmi i z samym sobą. Większa gotowość do dbania o siebie, by nie wpaść w totalne wypalenie, większa świadomość, że wszyscy są ważni w rodzinie.
Mając tego świadomość, mamy w ofercie spotkania indywidualne. Czas pandemii w ogóle na jakiś czas zabrał nam możliwość grupowych spotkań, za czym osobiście już bardzo tęsknię.
Myślę, że o tym, by zachować swoje poczucie humoru, luz, by zgłębiać wiedzę. By móc ufać sobie, sięgać do swej intuicji i z odwagą weryfikować wzorce, swoje doświadczenia. By ćwiczyć elastyczność i porzucić dążenie do perfekcji i być uważnym na potrzeby wszystkich członków rodziny. Moim życzeniem byłoby, że jak tylko rodzice poczują, że coś jest nie tak, jak sobie wyobrażali, że coś sprawia im zbyt wielką trudność lub jakoś zawodzi, rozczarowuje, by z odwagą przyszli na spotkanie z coachem, psychologiem czy terapeutą. By odważnie sięgali po wsparcie. By swoje przekonania mogli zweryfikować.
Korzystałam i niewiele pamiętałam, bo zajęcia ograniczały się tylko do wykładów. Dlatego na pytanie w szpitalu: „czemu dziecko jest nieprzebrane?!”, zapytałam: „a kto to miał zrobić?”. Kiedy okazało się, że ja, poczułam się zawstydzona i przerażona, bo nie miałam bladego pojęcia, jak to się robi, jak trzyma się dziecko. Stres był ogromny, wszystko było zaskoczeniem. Dlatego wiem, że dziś ta możliwość, którą dajemy w Szkole Rodzenia Miś Kuleczka ćwiczeń z lalkami, dyskusje – to dla rodziców o wiele więcej spokoju i pewności w działaniu. Zdarza się, że mamy piszą do mnie i opowiadają o tym, jak wspierały inne mamy jeszcze w szpitalu, które nie były w szkole rodzenia. I o tym, jak te mamy były zdziwione, że tak wiele można wiedzieć wcześniej – właśnie ze Szkoły Rodzenia.
Dziękuję Ci za rozmowę!
Chcę Ci powiedzieć, że – mimo mojej rezerwy do ćwiczeń z lalką – wiele wyniosłam z tej szkoły. Pamiętam moment, w którym mój mąż ubrał brzuszek ciążowy i poczuł, ile kobieta musi nosić. Mógł poczuć swój kręgosłup bardziej, niż dotychczas 😉 Dla mnie ważne było to, że jesteśmy tam razem, że ojciec mojego dziecka jest zaangażowany, że to wszystko jest nowe dla nas razem. I chyba też chodziło mi o to, że to, że jestem mamą nie oznacza, że wiem, co robić z dzieckiem po drugiej stronie brzucha. Dużym wsparciem jest to, że w takiej szkole dostrzegamy, że nie jesteśmy w tym sami.
I na koniec naszej rozmowy chcę nawiązać krótko do przestrzeni rodzinnej. Kiedyś człowiek uczył się wszystkiego właśnie w wielopokoleniowej rodzinie. Obserwował, pomagał, wspierał (bo często po prostu musiał – to już inna kwestia). Kobieta w ciąży była obecna. Małe dzieci były obecne. Były też ręce „starszyzny” do pomocy. Dziś tworzymy małe rodziny, często nasze własne dziecko jest dla nas pierwszym doświadczeniem z małym dzieckiem w ogóle (!). Dlatego w szkołach rodzenia dostrzegam niezwykłą wartość. Dzięki, że zajmujesz się tym w tak czuły i uważny sposób!
* Wioletta Przenniak-Cołta – coach rodzicielski, life coach, właścicielka strony www.ludzkirodzic.pl, instruktorka Szkoły Rodzenia Miś Kuleczka w Katowicach.